Page:Jarosz Derdowski - O Panu Czorlińscim co do Pucka po sece jachoł.djvu/72

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

— 54 —

Ciej to rebok nasz oboczeł, zbeczoł sę, jak dzecę,
Mesloł, że mu tero bolesc serce ju rozgniece.
Kładze sę na puł omglały mniedze swoje konie,
Obmakliwo je i cały prawie we łzach tonie.
Schylo sę nad koniem gniadym, głoszcze go po serce:
— Nie mesloł jo, że tak marnie przyńdzesz mnie do smnierce!...
Bjedny gniadosz, skorno uczuł swego pana mowę,
Wząn natechmniast strzydz uszami i podnosec głowę.
Zacząn lizać panu rękę i zorźoł radosnie,
A tej długo jemu w ocze wzeroł koń żałośnie,
Jakbe panu Czorlińsciemu skarżeł swoją mękę
I sę żoleł, że pod cudzą jego oddoł rękę;
Że od czasu, jak nie widzoł troskliwego pana,
Nie dostowoł ani seczci, ni zdzebełka sana;
Że je oba mało ciede wodą napowale,
A co bez dzeń jeno zgniły słome jim dowale.
Rebok widząc swe nieszczesce smutnie głową mocho,
Wjedno ręce załąmuje i żałośnie szlocho.
Tej dokoła niego wszescy pozbjegle sę żedze,
Cy, krąm Bartka, wierę redzy bele jego bjedze.
Lajzer, chtoren kąseczk umnioł doktorowac konie,
Kozoł dwuma żedąm stanąć prze szemla ogonie,
Sąm uchweceł szkapę za łeb a tej rzek: — Kamroce!
Tero złapic le za ogon, cygnąc z cały moce!
Więc doktora rozkoz zaro żede wekonałe,
Tak cygnęłe, że sę stose ledwie nie zerwałe.
Tej szemlowi raptem mocno jakbe w krzyżach pękło,
Jaż sę szkapsko rozkraczeło i bolesnie jękło.