— 32 —
Bo stanęna tej we dwierzach jakoś straszno postać!
To straszedło mniało na łbie wiertel mniast kapuze,
A na piersach, jak ciej gwiozde, szklełe mu sę guze;
Mniało często szadą brodę i dłudzie wąseska,
Tak że jemu le perzenkę widać beło peska;
Głowa jego, jak ciej beczka, ocze, jak talerze,
A pod pochą cos dwigało jakbe duże dwierze.
Nodzie mniało jak stąpore i pękaty brzuszek,
Slode trokow mu wezeroł, ogona kuniuszek. —
Przeżegnołem sę i rzekem: precz odemnie, wara! —
Ale coraz bliży do mnie leze na poczwara.
Chcoł żem ucec, alem mesloł: Ba to jeno fraszka!
Nigde bojec sę Kaszube nie powinien straszka. —
Może to też nie je djoboł, jeno komedyjęńt,
Abo jaci gdze wesoci mnieści policyjęńt? —
Ciejm tak mesloł, on mnie nogle uchweceł za kołmnierz,
Tej żem uzdrzoł, że u boku szablę mo, jak żołmnierz.
Terom wiedzoł ju jaciego mąm przed sobą ptoszka,
Jaż mnie od wsześciego strachu wzęna trząsc ogroszka!
A on szarpie mnie i ręczy: — Ferfluchte Kaszube!
Kąm mit, pąnie fon Czorlińści, du bizdajn szpycbube!
Jo jak jego tej nie chlunę mocno pięscą w gębę!...
Ręczę, że żem jemu wszeście pozlożowoł zębe. —
Ale on to grzecznie przejąn bez wszelciego jęku
I mnie jednak nie popusceł, bo mnioł sełę w ręku.
Choć żem dychtych sę szamotoł, nic to nie nadało,
Tak żem sę na kuńcu zmęczeł, że mnie tchu nie stało.
Ale wreszce on kąseczek straceł swojy moce,
Więc sę ze mną zacząn pięknie umowiac w dobroce