Page:Jarosz Derdowski - O Panu Czorlińscim co do Pucka po sece jachoł.djvu/46

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

— 28 —

Ciej Dąbrowską i ji córcie w oknie oboczele.
Więc i u niech sę zapytac wreszce odwożele.
Jeden spytoł sę bez okno: — Ny, wa piękne panie,
Cze tu czasem są u waju jaja na przedanie? —
— Gwes! — odrzekła na to pani — joj mąm barzo wiele,
Zaro będą — le czekejta kąseczk przejocele! —
Poszła chutko do komore, otworzeła skrzynkę
I przyniesła wnet ze sobą joj pełniuśką tynkę.
Ciej uzdrzałe żede jaja, zaro w mniech je — chabas!
Bo je chcałe so uwarzec w sobotę na szabas.
Potym pani gospodeni dobrze zapłacełe,
I na sanie mniech z jajami ostrożnie włożełe.
Tero, ciej nie mniałe po co dłuży we wse czekac,
Chcałe jeno jak noprędzy z Kantrzena umekac.
Mnie prosełe tele, żem sę nie mog jim obegnac,
Więc żem muszoł sę nareszce z druchami pożegnac.
Barzo grzecznie żem sę rozstoł z bracą szlachtą, ale
I z bjałkami żesme wej sę czule pożegnale.
Ju nie beło czasu zwlekac, ani wiele gadac,
Le kozołem mojim żedom dryst na sanie sadac! —
Więc wskokają. — Ale rety! Jeden dzeci chaja
Usod, lupa, prosto na mniech, gdzeno bełe jaja. —
Te sę zaro na samuśką brejkę rozmużdżełe,
Bo je cężcim swojim celsciem przegniot z cały sełe.
Bez wsześciuchne dure tryszczą z mniecha gęste flukse,
Tymi mocno so nieborok szczapoł w tele bukse.
Bartek — bo to znowu jego nieszczesce spotkało —
Począn stękać, choc doch nigdze jego nie bolało.
Wstaje, klnie sę na Możesza i wszeście prorocie —