Page:Jarosz Derdowski - O Panu Czorlińscim co do Pucka po sece jachoł.djvu/39

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

— 21 —

Wnet belisme w Strzepczu w karczmnie, konie żarłe w stani,
A me spale so na sztreji, nocleg tam beł tani.
Reno żesme też rzetelnie wszetko zapłacele,
A o swice dali w drogą wesoło ruszele.

Sromota pana szlachceca i jego usprawiedliwienie.

Tu przewroceł szkolny kartę i ucech perzenę,
Potym naroz z cały moce polnąn sę w łesenę. —
Tej Czorlińsko sę odzewo: — Co tam je taciego?
Dotąd doch, jak mnie sę zdaje, nic nie pisoł złego. —
— Ja, to prowda! — odrzek szkolny — ale proszę wiedzec,
Że nie chcołbem, gwesno, zawde w jego skórze sedzec. —
— A to czemu? Cze od kogo doł so w kaszę dmuchac? —
— Nie, co ale weżeł wstydu! Tfy! Le proszę słuchac;
— Wnet też do wse przebelesme, co sę Kantrzen zowie,
Gdze, jak wiesz, le sama szlachta mnieszko i panowie.
Rycht tam w ni sę zaczynało o osmy godzenie
W domu pąna Dąbrowściego wieldzie zgromadzenie;
Bo wej mniała mniedze sobą szlachta obradować,
Kogo pozni do Berlina na posła welowac.
Więc tam bele z całech Kaszub braco pozjechani,
Wszęde we wse przed płotami pełno beło sani.
Jo żem pędzeł galop bez wies z pioruńścim pospiechem,
A be nicht mnie nie oboczeł, nakrełżem sę mniechem.
Ale niech jech kline wezną z tymi weląnkami!
Wcole nie mog żem przejechac mniedze furmąnkami. —
Skrącąm w bok i szarpię leccie, że le szkapę deszą...