Page:Jarosz Derdowski - O Panu Czorlińscim co do Pucka po sece jachoł.djvu/29

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

— 11 —

Koscą w gardle cy stanęno, te bestyjo brzedko!
Żebes nigde za tę kradzeż nie oglądoł nieba,
Żebes nigdze sę na zemni nie dorobjeł chleba! —
Tak żem wekląn psa złodzieja, co sę jeno zowie,
Ale decht żem w pień zaboczeł, żem je w goły głowie.
A tu w koło mojech sani wieldzie zbjegowisko,
Wszeście dzece sobie robją ze mnie posmniewisko,
I ze mnie sę weszczerzają kartuście łobuze:
— Pąn Czorlińsci przepieł czopkę, on nie mo kapuze! —
— Tej żem chweceł sę za włose i żem sę zawstedzeł,
Bo żem wiedzoł tero, czemu norod ze mnie szedzeł.
Zaro żem więc weprząg konie, wprowadzeł do stani,
Ausknechtowi doł żem berjelt, be piłował sani;
Kozoł żem mu włożec dlą niech sana kąsk za drobcie
I żem poszed szukać Szmula, co przedaje czopcie.
Serce we mnie mocno bjeło, ciejm włazeł do niego,
Mniołem strach też, be mnie czasem nie zrobjeł co złego.
Szmulek nibe mnie powitoł czule, doch z przekąsem,
Lesym ślepiem wzeroł na mnie smniejąc sę pod wąsem.
Fejn kapuzę so webjerąm z szademi klapami
I sę pytąm: — Co kosztuje, kupiec, mniedze nami? —
— Ny? Pąn szlachcec będze wiedzol, co ten muc kosztuje;
Chytry chaja odpowiedzoł — Cwaj doler fedruję! —
To doch beło mnie za drogo; chwytąm sę za głowę
I tak, jak te, żonko, kożesz, byduję połowę.
Nie chcoł jednak nic opuscec, więc żem weszed z lode,
Ale czopnik, chytro jucha, wrzeszczy za mną slode:
— Panie szlachcec! Jesz na słowa, dokąd to pąn jedze? —
— A co tobie na tym dzinie — rzekę — głupi żedze! —