— 8 —
Ciej tak znowu dnia jednego o nim so meslała,
Niespodzanie zkądces cężką kartę odebrała.
Więc cekawo beła wiedzec, od kogo be beła,
Poszła zaro do szkolnego, czetac ją proseła.
Szkolny bjerze oną kartę, pieczęc na ni kruszy,
Beła grubo, bo złożono z szterech jaż arkuszy.
Tej nopierwi sąm do sebie czeto ją pocechu,
Ale naroz głosno porsko, bestyjo, od smniechu...
— Coż taciego? Co tam stoji? Niech pąn szkolny godo? —
Tej ji na to nouczecel fifich odpowiodo:
— To Czorlińsci lest ten pisoł! Jesz on cy nie zdzinie,
Choć nieborok bjedę cierpi w daleci krajinie.
Pięc dwadzesca mnil ztąd sedzy pomniedze Pomrami,
Bo pojachał do Conowa na torg ze żedami! —
Ciej uczuła to Czorlińsko, tak sę uceszeła,
Że so wesok porę razy w gorę podskoczeła.
— Ciej le abe żyje — rzekła — to o resztę mniejszo!
Ju mnie serce obolało, głowa kąsk je lżejszo.
Pomre doch nie Ameryka, jesz nie kuńc to świata,
Ale jaciż bjes tak dalek zagnoł go do kata?! —
Tej szkolnego wzęna prosec pani barzo ładnie,
Be ji kartę Czorlińsciego przeczetoł dokładnie. —
Chtożbe prośbie młody bjałci zamknąn swoje usze? —
Szkolny do ni sę usmniecho, rozkłodo arkusze.
Czeto adres tej nopierwi, chtoren beł krociuści:
— Do wielmożnech rąk Czorlińści w Chmnielnie, krejs kartuści. —
Tej obroco arkusz pierszy i czeto początek:
— Conowo, w Pomorści zemni, dnia trzecego, w piątek.