Page:Jarosz Derdowski - O Panu Czorlińscim co do Pucka po sece jachoł.djvu/130

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

— 112 —

Je ukrywo w swojech falach snodcie jeno morze.

Szlachcec nie mog sę szturaniu temu nadzewowac,
Chcołbe pchanio nech pekąnow rod kąseczk sprobowac.
Spostrzeg, że tam jeden rebok jakoś pcho ozęble,
Więc weręczeł go i zacząn szturac do przeręble.
Wali z gore, że le woda jemu w ocze strzeko,
Jak ciej, spiesząc sę, cierzniociem bjałka bije w mleko.
Bodorz zadrgnąn... szlachcec szarpnąn — Z hokow — Święty Marką! —
Wisy srodze cężci węgorz z łyńcuchem na karką.
Werzas sę, bo węgorz dłudzi, na podobę żmnije,
Mocno dzibcim swym ogonem go po skorzniach bije.
Cofo sę i szarpie bodorz z cały moce, ale
Łyńcuch mocno je przebity do dechtowny fale.
Co tu zacząc? — Hokow nie chce wejąc z rebe brzucha.
A mocnego też nie może rozerwac łyńcucha.
W tym sę zjowio pucci burmnistrz, w ocze jemu wzero...
Dosz te poku! — krzeknie — i mu z ręci drążk wedzero...
Co te z naszym ubostwionym robisz tu węgorzem,
Co je naszy pucci wode ju od wieko stróżem?
Jego pierszy burmnistrz pucci wsadzeł tu we wodę,
Be zelińte naszym rebąm nie robjełe szkode —
Rzek noweższy mniasta Pucka włodorz i gospodorz
A tej nazod węgorzowi z mnięsa wecyg bodorz.
Nasmarowoł w jego ranę jacis bjoły masce
I go znowu wsadzeł w urząd do morsci przepasce.