Page:Jarosz Derdowski - O Panu Czorlińscim co do Pucka po sece jachoł.djvu/129

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

— 111 —

Choć jesz dzys nasz polsci jęzek kąseczk sę opaczy,
Choć godają u nos dzyso w kożdy wse jinaczy,
Ciej le wjedno będzem dzałac rączo i wetrwale,
W kuńcu tak, jak we Warszawie będzeme godale.
Szelta panu Czorlińsciemu zażec doł tobaci,
Rzek: — We, druchu, doch nie jesce chłopek bele jaci!
Widzę tero, źe we jesce wesok nauczały,
Taci godci jo be sluchol rod choc dzonek cały;
Bo i me wej tu nad morzem poczcewi beloce,
Jesme z calem, jak i z duszą prowdzewi Poloce.
Skorno jutro bot tu Mużę na nasz brzeg przeniese,
To mu powiem, z jacim druchem mniec mo jinterese.

Czorlińsci wecygo z morzo węgorza, co go Pucczanie mają na łyńcuchu uwiązane.

Tej so poszed pąn Czorlińsci morscie brzedzie zwiedzec,
Abe sę tam o rebacciech sprawach co dowiedzec.
Małe morze jesz pod lodem stojało od przodku,
Ale z huciem bjełe wałe dali we westrzodku.
Prawie pchale so pekąne puccie tam reboce
Bodorzami, chtorne mniałe w dole ostre hocie.
Kożdy mając w ręce kawał długawego trzconka,
Szturoł bodorz swuj w przerębel, be ukłoc pekąnka;
A ciej hocie pekąnowi przeszturnęne skórę,
Tej z nim rebok chutineczko unios bodorz w gorę:
Zdjąn go z hokow i drżącego wrzuceł do kobjele —
Całą moc jech w taci sposob chłopi nałowiele.
Weglądałe, jakbe rzeczne młode decht węgorze,

 9