Page:Jarosz Derdowski - O Panu Czorlińscim co do Pucka po sece jachoł.djvu/117

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

— 99 —

W chtorny ręce powierzeła swoją małą żabę.
Tej Jąnkowi dając klucze, szepła knopu w ucho,
Abe wszęde mnioł boczenie, gdze sę le co rucho,
Abe wszesciech ledzy sledzeł w jizbie i oborze,
Bo żodnemu dzyso słudze wierzec nicht nie może.
A ciej sąsod ju zajachoł z koniami przed checzę,
Tej zleceła swoje dzece Noweższego piecze,
Pożegnała sę z wszesciemi, wsadła na pułkoszcie
I kozała furmąnowi jechac w jimnię boscie.

Braciszk Leon we Wejrowie powiodo pani Czorlińsci, co Szmul ji chłopu pod kapuzą zadoł.

Tako beła mniedze panią a Leszczyńscim zmowa,
Be nopierwi jechac prostą drogą do Wejrowa;
Bo braciszka wej tam znała Czorlińsciego żona,
Co w klosztorze go so mniele ksężo za ogona.
Braciszk ten mog bjegle godac wszesciemi mowami
A nopikni błogosławieł chodząc za gęsami.
Tak wej sobie uwożała: — Ten gwes wiedzec będze,
Gdze przebywo dzys mężulek, bo on chodzy wszędze.
Sąsod wioz ją letcim wozem, bo smniedzie stajałe.
Ujechale bez spoczynku sztere mnile całe
I stanęni w Wejerowie długo przed wieczorem,
Cdze z orczykow odpiąn konie sąsod przed klosztorem.
Bjałka wzęna tej pod pochę kobjel z podarąnciem
I wstąpieła do klosztoru dłudzim, cemnym gąnciem.
Braciszk Leon, skorno z Chmnielna Czorlińską oboczeł,
Zaro nisko sę kłaniając na gąnek weskoczeł.
Ona w rękę go kusznęna i spusceła głowę,