1. Język jako wytwór kultury.
Człowiek ma zawsze skłonność uważać język za coś niepojętego, prawie odrębnego i niezależnego od siebie. Musi się go przecież uczyć, nie może go dowolnie zmieniać, tysiące i miliony najróżniejszych ludzi mówi jednako lub prawie jednako. Tak też myśleli długo bardzo nawet ludzie z zawodu językiem się zajmujący, gramatycy i filologowie. Człowiek pierwotny uważa wprost język za jakieś tajemnicze, boskie istnienie; wyrazy znaczą dla niego prawie tyle co rzeczy; język jest darem bogów. Człowiek kulturalny inaczej, ale również dochodzi do jeszcze większego wyodrębnienia języka: bo pisze go i czyta, a więc widzi przed sobą. Ma grube tomy słownika i gramatyki, w których język jest zawarty. Sto i dwieście i więcej lat temu tak samo prawie ten język w księgach wygląda. Nowożytne językoznawstwo, zagłębiając się w istotę swego przedmiotu, zrobiło wielki krok naprzód, w czem mu zresztą pomagała filozofia i psychologia i zobaczyło, że język istnieje przedewszystkiem w duszy ludzkiej i że jest wytworem ludzkiej kultury. Ale do prawdy dojść nie łatwo. I nowsze językoznawstwo, mimo całego postępu, nie sformułowało sobie właściwie jeszcze jasno sprawy. Z jednej strony, rozważając, jak mały wpływ ma osobnik na wygląd języka, że mówiąc codzień, krzycząc, łając, każąc sobie dawać jeść i t. d. bez końca nie rozmyśla się przecież zazwyczaj nad tem, jak się mówi i wymawia, że się nie troszczy o logikę w sposobie mówienia, — otóż, rozważając to wszystko, językoznawstwo doszło do przekonania, że zmiany językowe, zwłaszcza fonetyczne odbywają się nieświadomie. I to twierdzenie przeszło do podręczników naszej nauki, nawet przez bardzo wybitnych uczonych układanych. Jeżeli tak, to język byłby znowu czemś odrębnem od człowieka, od duszy ludzkiej. Jeżeli może się rozwijać bez udziału świadomości, no to jest oczywiście jakiemś osobnem istnieniem, bo jeżeli służy do wyrażania najwyższych stanów świadomości, najsilniejszych napięć uczucia, najgenialniejszych myśli, metafizycznych pomysłów, a przytem, choćby częściowo tylko, rozwija się nieświadomie, no to jest znowu czemś zgoła tajemniczem, niepojętem! Przekonanie owo musi być zatem mylne. To jedno. Są znowu bardzo znakomici i myślący językoznawcy, którzy twierdzą i bez znużenia powtarzają taką prawdę: język istnieje tylko w duszy mówiącego, poza nią, poza odnośnemi wyobrażeniami go niema, wszelkie związki i zmiany odbywają się właściwie tylko w duszy, to jest w myśleniu językowem, wszystko inne to złudzenie. Ale człowiek