Page:Hieronim Derdowski - Kaszube pod Widnem.djvu/38

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

Wnet ju gniadego dosodo konika,
Szneptuchem z okna żegno go Ludwika.
Sztaremberg chcąc go uczcec, jak noleży,
Stowio go kole wyboru rycerzy.
Tej otworzele Wideńczyce brąme:
— Dzys me poganąm za swoje oddąme!
Wpadle na Turków jak jastrząb na kure,
A równocześnie z kalemberści góre
Pędzą na wroga pancerni Poloce,
Kolą i rąbią Turka z cały moce.

Kącci z kanonów nie strzelo daremnie
Całe szeredzie walą się na zemnię,
Turcie ze strachu ciejbie wilce wyją
A duże kule głębok ziemnię ryją.
Wnet w gęsty kupie we dwa ognie wzęty,
Stracele ludzy trzedzesce tysęcy.

W namniotach pełno krzyku, płaczu, jęku,
Godło proroka ju je w polścim ręku,
W puch rozpędzone Turków hufce casne,
Sobek jech wojsko zbieł na jabko kwasne.

Kara Mustawa głosno tej narzeko,
Prędko z obozu na koniu uceko.

Ustrzeg go Kulczyk i go chutko ścigo,
Chce go mniec żewcem, ju go ręką sygo,
Mocno palcuma za łeb Turka jimo,
Doch jakoś judosz włosów na łbie nimo!