Page:Hieronim Derdowski - Kaszube pod Widnem.djvu/37

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

— Dzelny rycerzu! — rzecze do Kulczyka —
Tobie to żece zawdzęczo Ludwika,
Jeże ją kochosz, to wa sę ożeńta,
Na co tu robic wieldzie komplimęńta,
Kulczyk nastrojeł gębę do usmniechu
I w ucho szepce Ludwice po cechu:
— Mnie kąsk czarują twoje ocze szare,
Ale cze jes te abe polści wiare?
A ona: — Wiem jo, że te Polkę wolisz,
Doch powięm prowdę, jo jem dycz katolisz,

Sodo mu na klin i w brodę go kuszo,
Ale Kulczyka to wiele nie wzruszo,
Sąm ani rozik nie daje jij peska,
Le wjedno sobie ocero wąseska.

Wreszce zmęczony wstaje od jij boku
— Wiesz te co, brutko, dejma temu poku!
Bo mnie się zewo, więc moje serduszko,
Jidz sobie z Bodziem, a jo pudę w łóżko.

Ledwie sę swiatło ukozało renne,
Sztaremberg szecie ustowio wojenne,
Kożdy, jak może w mniesce sę uwijo,
Bo dzys ostatno mo bec batalijo.

Kulczyk też z łóżka dwigo sę reniutko
I mówiąc pocerz ubiero sę chutku.
Czuł jacies w gnotach bolące łamanie,
Bo na sprężenach w bedach mnioł wespanie.