Page:Hieronim Derdowski - Kaszube pod Widnem.djvu/31

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

Gdze ju król Sobek patrzy Turkąm w slepie
I jech roz po roz na pojazdach trzepie,
— Hura! — krzyknęle paccerne huzare,
Skorno uzdrzele kaszubście sztandare.

A na chorągwiach tech pomorściech dzecy
Na tle czerwonym żółty gryf sę świecy;
Ten mo lwi sladek, a w połowie z przodu
Je jakbe orzeł drapieżnego rodu.
— Tero ju, Turku, pewny bądz swy zgube,
Bo nąm pomogą z Kulczyciem Kaszube!

A król z redosce głośno klepie w ręce:
— Witej Kulczyku! Jesz cę mąm w pamnięce!
Te beł pod Lwowem Osmanów postrachem,
Dwadzesca scąnes łbów za jednym machem.
Ale cze też to prawda, moje dzecko,
Że cy kąsk znano mowa je turecko?
— Turce — — rzek Kulczyk — godają, jak żede,
Doch jo sę z nimi rozmówię od biede.
Chto le kaszubści język dobrze znaje,
Ten z nim objechać może wszeście kraje;
Bo mest kożdego narodu i wiarę
Mowa podobno do kaszubści gware.
Lude, co w godce naszy robią fete,
Cy sę jij bodej jesz nie douczele;
Mniemce nogorzy plątają ozorem,
Wodę zwą wasan, prowda dlą niech worem,
Świętą niedzelę nazewają sądek
I w ludźci mowie robią nieporządek.