Page:Hieronim Derdowski - Kaszube pod Widnem.djvu/19

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

Ojć muj jeszcze sę trudni drobkę w czase wolnym
Dzece ucząc czetanio — je kaszubścim szkólnym.
— Niech le ze mną do naszy checze pąn pospieszy,
To jo wiem, że sę tatynk serdecznie uceszy.

Knop mnie bierze za rękę i cygnie do ojca.
Wnetko do wspaniałego wchodzyme ogrojca,
Gdze na drzewach orzeche rosną i oranże,
A na checza, jak jacie pomnieszkanie ksęże,
— Nie będzie pochwolony! — rzekę będąc w progu,
— Na wieci wieków, amen! Chwała Panu Bogu,
Że mnie gosca prowadzy z kaszubściego kraju;
U mnie, druchu, żec możesz, jako Jadąm w raju.

Rzek pąn szkólny i podoł mnie turecką fefkę,
Potym chutko roboczą wezwoł ze wse dzewkę,
I w komórce jij kozoł obmec moje cało.
To mnie sę perzyneczkę smiesznym wedawało,
Ale w kraju tureccim to ju moda tako,
Że kąpielą częstują gosca i tobaka.

Tej rozkozoł do skrzynci złożec łache moje
I przeodzoł mnie w bestre muzułmańście stroje:
Mniast kapuze mnie kozoł nakrec łeb turbąnem,
Piece okreł zelonym z trzepkami żupąnem,
Bukse doł mnie bufate, ale srodze kęse,
Co krok stąpię, to wszetko na celsku sę trzęsę.
Bęłe jak krew czerwone, więc meslołżem sobie,
Ciejbe byk cę oboczeł, bełobe po tobie.
Krótcie potem na nodzie obule mnie strefle,