Page:Hieronim Derdowski - Kaszube pod Widnem.djvu/18

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

Meszlę so, że tak dalek od naszego Gdańska
Leno mowa turecko i wiara pogańska,
A tu le po kaszubsku ludze rozmowiają
I w ojczestym jęzeku czule mnie witają.
Nawet knopi w czerwonech fezykach na głowie
Po kaszubsku godają, jak u nos w Mechowie.

Wołąm jednego knopa: — Czuł te, jak cy jimnię?
Ten nadskoczeł jak zdrzebię, grzecznie fezyk zdjimnie,
Jasne oczcie pokozoł, jak ciej Cherubinek,
I rzekł: — Jęńtek mnie zowie nanka i tatynek.
— A przezwisko jacie mosz, jak twuj ojc sę zowie? —
— Kulczyk! — na to nen knopik smniało mnie odpowie:
Wejle go! — Jęńtek Kulczyk... toc to polście dzecko,
Ale cze też i wiara twoja katolecko?
— Me co tu prze Marmarścim mnieszkąme jezerze,
Jesme duszą oddani święty polści wierze,
I pochodzyme wsześci od Kulczyka Frana,
Co to pod królem Sobciem Turka bił pogana;
Ale roz go wróg mnodzi napod w nocny porze
I go wząn do niewoli gdze no czorne morze.
Wnet tu wies założeła jego mądro główka,
Pierwij zwale ją Czyflik, dzyso Jadamówka.
Cilka lot beł konjuszym Kulczyk u Mustawe,
Jaż le roz od poganów ucek do Warszawe.

— Doch sę tu po nim dzecy ostało cilkoro,
Co je Pąn Bóg w gromodkę ju rozmnożeł sporą;
Prawie wszescy przezwisko »Kulczyk« me tu mąme,
A na żece secami w błoce zarobiąme.