Page:Hanns Heinz Ewers - Żydzi z Jêb.pdf/67

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.

„Nie mogę tego zmienić, stary“, rzekł, „jestem tylko posłańcem, muszę donieść, co mi polecono“.

Stary potrząsnął głową, otarł silny pot, spływający mu z skroni.

„Dlaczego?“, zaczął. „Dlaczego? Czy dlatego, że przy dawnej naszej świątyni stały słupy kamienne i święte pale? Że przynosiliśmy ofiary dla Tammuza i dla Boga słońca, dla Hanaty i dla Aszimy? — Przysięgam ci na życie me, na życie dzieci mych i wnuków i prawnuków, nie uczynimy tego już, jeśli Jerozolima tego wymaga! Zabierzcie nam Tammuza — zabierzcie Hanatę — lecz zostawcie nam Jahwę!“

Człowiek z Jerozolimy nie odpowiedział.

„Nie mówisz chyba na serjo“, ciągnął stary. „Posłaliśmy dużo podarunków do Jerozolimy, złote monety, srebrne i złote czary i kielichy — wszystkoście wzięli. Poślemy wam jeszcze trzy razy więcej! Jeśliśmy popełnili błędy, jeśliśmy wykroczyli przeciw nowemu zakonowi, któregośmy nie znali, nałóżcie nam pokutę! Spełnimy ją wiernie! Król perski dał wam pełnomocnictwo nad Judeą i Jerozolimą i wszystkimi żydami — ustanowił was sędzią nad każdym żydem, który nie stosuje się do przykazań Boga i do przepisów króla — tak tedy wasza ustawa jest ustawą Boga, tak jak ustawą króla. Więc sądźcie! Lecz król sam i namiestnicy jego dali