Page:Hanns Heinz Ewers - Żydzi z Jêb.pdf/168

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.

umierał z głodu i że od długiego czasu nie zarobił ani feniga. Przy następnej wizycie jego, zaprowadziła go samego do ogrodu i powiedziała mu, że w przyszłych tygodniach będzie miał dużo szczęścia. Pytał się naturalnie o szczegóły, ale nie chciała mu ich zdradzić. Tylko: że będzie miał szczęście, że będzie mu tego ,życzyć‘. W ciągu miesiąca artysta sprzedał pięć rzeczy na wystawie, pozatem dostał zamówienie na bardzo duży nagrobek i na trzy biusty. Słyszałem tę historję od niego samego; matka nigdy nie mówi o podobnych rzeczach. Dodał, że w owej chwili, gdy matka mówiła do niego w ogrodzie, nabrał niezłomnego przekonania, że jest istotnie w stanie ,życzyć szczęścia‘. Co prawda stwierdziłem, że w tym wypadku przynajmniej, matka skorygowała nieco szczęście: dwie z rzeczy na wystawie kupiono wskutek jej interwencji; jedną nabył dyrektor muzeum, drugą bankier jej. Lecz inne? — Przypadek! Tak, zapewne, wszystko jest tylko przypadkiem!

Znasz chyba anegdotkę o uczniu, któremu pan profesor wytłumaczyć chce pojęcie ,cudu?‘ ,Wyobrażcie sobie‘, powiada do klasy swej, ,że idę na wysoką wieżę tumu kolońskiego. Dostawszy się na górę, czuję nagle zawrót głowy i staczam się na dół. Lecz chociaż uderzam o twardy bruk, nic mi się nie