Page:Hanns Heinz Ewers - Żydzi z Jêb.pdf/167

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.

jest tylko lekarzem na nerwy, a nie od nagniotek, to jest to czczą wymówką! A i doktór sam jest bardzo zadowolony z gładkiej twarzyczki Szarlotki swej i oświadcza, że chętnie się zgadza na tę konkurencję, a nawet przyjmuje chętnie „Salve Regina“ i cały hokus pokus. Matka posiada też całą skrzynię pełną zasuszonych koników morskich — te bowiem, zaszyte do spodni lub spódnic, są znakomitym środkiem na hemeroidy. Zdaje się jednak, że w mieście naszem cierpienie to jest mniej rozpowszechnionem. W każdym razie nie znam nikogo, coby używał konika morskiego, wyjąwszy pewną starą praczkę. Ta, co prawda, twierdzi, że jest to znakomity środek.

To wszystko jest nieszkodliwą zabawką. Lecz wiele mniej niewinnem jest coś innego. Matka nie wróży nigdy, nigdy nie czyta z ręki, z kart ani z innych rzeczy. Gdy mowa o tem, oświadcza zawsze, że to wszystko głupstwa. Natomiast — życzy. Nie czyni tego często, tylko parę razy do roku. Lecz zawsze z skutkiem zdumiewającym. Jest to wprost niesłychanem, co ludzie o tem opowiadają. Skoro ktoś, co był dla niej uprzejmym, czuje się bardzo nieszczęśliwym, to życzy mu ,czegoś dobrego‘. Nigdy nic określonego, zawsze tylko: czegośkolwiek. Pewien młody rzeźbiarz bywał w domu jej przez długie lata; przypadkiem dowiedziała się, że literalnie