Dr. Tokeramo jest im potrzebny, więc on za morderstwo odpowiadać nie może; winę musi przyjąć na siebie ktoś inny. W tej chwili wchodzi na scenę Bushidu, dusza Japonii i gra z powodzeniem. Wszyscy proszą o zaszczyt cierpienia; młody człowiek, którego mianowano w zastępstwie mordercą, czuje się szczęśliwym. Wiodą go przed sąd. Głośno i wyraźnie przyznaje się do czynu, lecz dr. Tokeramo, zawezwany jako świadek, w rozdrażnieniu przyznaje się również. Z zawikłania tego wychodzi autor zapomocą nadzwyczaj zręcznego pomysłu i wkońcu uwalnia dr. Tokeramo od wszelkich zarzutów. Tokeramo skończył swoją misyę, lecz wola jego i japoński spokój umarły. Ma halucynacye i jest rozdrażniony; podnieca się wspomnieniami, aż mu wreszcie sił zabrakło. Usiadł wreszcie w fotelu i umarł. Jeszcze bowiem żadna historya, na motywach japońskich oparta, nie skończyła się dobrze, ktoś umrzeć musi, aby był »styl«.
Ta mocno sensacyjna historya jest również mocno długa, a kinematograf i sensacyjna sztuka tego nie znoszą; powinni się w takich wypadkach mordować prędko i z wprawą, a nie gadać tyle przed śmiercią. Dr. Tokeramo, bohater sztuki, jest gadułą pierwszorzędnym, jego kochanka zaś gada jak ludowy poseł; to ją tylko tłómaczy, że jest Paryżanką, która gadać musi; reszta Japończyków gada również niesłychanie