Page:Dusze z papieru t.2.djvu/214

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.
210
 
 

lerya. Odbywają się tedy rzeczy straszne, bo jakżeż niema być rzeczy strasznych, kiedy się Węgier spotka z Japończykiem i zaczną wspominać swoich mongolskich krewnych?

Przedsmakiem całej historyi jest konspiracya, jakaś sprawa szpiegowska, jednem słowem tajemnica. Gromada Japończyków »działa« w Paryżu (w rzeczywistości grają w bilard przy bulwarze St. Denis). Głową ich jest bohater sztuki, mądry, wspaniały, przebiegły i piękny, dr. Tokeramo, który ma »spełnić misyę«. Ale Europa się mści za wydzieranie jej cywilizacyi bez pracy, więc chytra, stara Europa równie starego używając sposobu, nasłała na syna słońca córę Koryntu, jeśli się już o obu stronach trzeba wyrazić obrazowo. Paryska kokota uczyniła wyłom w stalowej woli Japończyka i przemieniła go w Adwentowicza. W chwili rozdrażnienia, dr. Tokeramo, już dekadent, zadusił paryską kokotę. Mojem zdaniem uczynił to bardzo słusznie i przynajmniej w ten sposób ukarał ją za przywłaszczenie sobie w odpowiedniej przeróbce pomysłu Lavedana z »Markiza Prioli«, bo nikt inny, tylko ten tabetyczny markiz wpadł na pomysł zagrania miłosnej komedyi, aby potem omamioną niewiastę poniżyć i wyprosić za drzwi, co mniej więcej kokota z »Tajfunu« uczyniła z dr. Tokeramo.

Gromada Japończyków zebrała się po morderstwie i radzi.