Page:Dusze z papieru t.2.djvu/206

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.
202
 

kiego, co wie i co czuje, więc mu się pozwala gadać bez upamiętania i pobłażliwie się słucha jego zapatrywań na kwestye, gorąco go obchodzące, zapatrywań na sprawę robotniczych syndykatów i t. d. Ceni się w sprawach tych święte jego przekonania, chciałoby się zaś głośnym oklaskiem wynagrodzić autorowi szczere, prawdziwe uniesienie, kiedy mówi o swoim zawodzie. »Prawy Lyończyk« mówiący o tem, jak jęczy i śpiewa głaz marmurowy, bity młotem, mówi z polotem poetyckim, nadzwyczaj pięknie.

Zresztą wszystko ujmuje w sztuce tej swą niesłychanie naiwną prostotą, wobec której jest się bezbronnym; pasya, z jaką zaznacza autor stosunek swojego zacnego bohatera do perfidnej burżuazyi, zacietrzewienie nieszkodliwe, z jakiem maluje ich wszystkich na czarno, są takie szczere, że się go za tę szczerość darzy sympatyą, mimo przesady, bynajmniej nie subtelnej. Bo i jakżeż nie miłować miłego tego kamieniarza, który prosi pana prezydenta, aby mu na przechowanie rzeczy w jego domu dał szafę, ale mocno zamykaną?

Ale »prawy Lyończyk« jest często o wiele dowcipniejszy.

Powiada »czarny charakter«, pani prezydentowa, do córki:

— Musisz wyjść za tego ordynarnego kamieniarza, bo cóż ty masz w kieszeni?