Page:Dusze z papieru t.2.djvu/207

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.
203
 


— Nie mam przy tej sukni kieszeni! — odpowiada córka.

Za taki niesłychanie wesoły dowcip powinno się każdego innego autora zastrzelić, ale w tej komedyi dowcip taki jest zupełnie na miejscu.

Jest ich zresztą w sztuce tej bardzo wiele, niektóre zaś, prawie że naprawdę wesołe.

Ktoś się np. chwali swem urodzeniem i powiada:

— O, ja jestem również z doskonałej rodziny, w mojej rodzinie nikt nie pracował, bo wszyscy byli urzędnikami.

Zupełnie jakby sobie zakpił paryski demagog na zgromadzeniu w wielkim Hippodromie.

Autor »Zabiegów o męża« napatrzył się zapewne wielu sztuk i umiał zrobić jeszcze jedną, nie umiejąc pozacierać śladów. »Prawy Lyończyk« jest zbyt podobny do prawego Amerykanina z »Nitki jedwabiu« Sardou i do wielu takich, pomysły zaś takie, jak zabiegi o męża, choćby nim miał być lokaj, wzbogacony spadkiem, tłuką się po wszystkich paryskich kinematografach. Dużego sprytu autora i obserwacyjnego daru dowodzą rzeczy inne; w sztuce tej są figury, z pewnego punktu widzenia, kapitalne. Ta mama, która znakomicie podsuwa córkę wzbogaconemu kamieniarzowi, ta margrabianka, która się uczy na pamięć podręczników, traktujących o rodzajach kamieni, aby mu