Page:Dusze z papieru t.2.djvu/205

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.
201
 

spadkobiercy, Papillonowi, zazgrzytało zębami i chce go uwikłać w sieć. Margrabianka usiłuje czynić zabiegi o rękę Papillona, zaś pani prezydentowa usiłuje go chwycić dla swojej córki, jednem słowem, »Lyończyk prawy«, mimo, że się nazywa Papillon, jest zwyczajnym baranem, z którego chcą ściagnąć złote runo.

Jednakże solidny kamieniarz jest chytry, jako wąż; przejrzał haniebne zamiary burżujów, więc sprowadził do zamku swoją kochankę, praczkę z zawodu, wielce go miłującą i dziecko, zrodzone z niej i solidnego kamieniarza. Awantura, przemowy patetyczne w stylu: »niech się panna stąd wynosi!« i t. d.

Ale Papillon rzekł:

— Ta panna jest moją kochanką, a ja się z nią ożenię. Żebyście zaś wiedzieli, że nie jestem byle kto, lecz prawy Lyończyk, dostaniecie wszyscy razem po równej części ze spadku!

Teatr uznał szlachetność czynu i nagrodził go oklaskiem, chociaż ten i ów nie dowierzał.

Poczciwość tej sztuki jest tak wielka, że aż rozczulająca; nie sposób też traktować jej inaczej, jak — poczciwie i nie żądać od niej więcej nad to, co dać mógł jej autor, człowiek, bądź co bądź, z dużym zasobem kultury, zbieranej na wszelkie sposoby, mozolnie i wytrwale. Sztuka ta robi wrażenie ogromnie miłe; czuje się, że autor chce się »wygadać« ze wszyst-