Page:Dusze z papieru t.1.djvu/52

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.
48
 
 

w krakowskim Paonie, nie myślał, że mu wolno dokładnie wiedzieć o czemś, co otoczone przywilejem jest i kapłańską tajemnicą...

Mówi się tedy o sztuce zawsze górnie, a jednak zawsze naiwnie; kręci się dokoła tego potwora o anielskiej twarzy i powtarza banalności, coraz piękniejsze i coraz więcej ozdobne, coraz bardziej stylowe i zawsze puste; słowa jałowe, mające minę natchnioną. Potem się rodzą z tego nieporozumienia i pomyłki, dziwaczny chaos, bez kształtu i twarzy, chór, w którym można śpiewać fałszywie, bo któż zauważy fałsz jeden w tysiącu?

I wiecznie się powtarza to samo, tak bardzo się powtarza, że się tego już słuchać nie chce, bo się to wszystko już wie, bo wszystko to już było, gorzej! będzie jeszcze...

Wypłowiałymi oleodrukami stały się obrazy, w których Sztuka jest na planie pierwszym; a z pewnością najbardziej wypłowiała wszelka symbolistyka prometejska, kiedy Sztuka jest Prometejem umęczonym, a jakieś życie, czy sęp wyjada jej wątrobę. Gdyby medycyna nie znała przeznaczenia tej szlachetnej części ciała, możnaby rzec śmiało, że wątroba w człowieku jest po to, aby jej można używać w prometejskim obrazie jako niezbędnego akcesoryum. Czy ten Prometeusz nazywa się po ojcu Kalina czy Relski, czy uwiązany jest jak u Kaweckiego do