Page:Dusze z papieru t.1.djvu/45

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.
41
 
 

trzebuje na oddanie zamierzonego wyrazu; jest w tem pewna nonszalancya, ale taka, na którą może sobie pozwolić prawdziwy, siebie pewny talent; ta niefrasobliwość, omal, że sympatyczna, łobuzerska lekkomyślność w traktowaniu całej historyi jest specyalnym wdziękiem rzeczy Perzyńskiego.

Bohaterów swoich traktuje ze swobodą, przyjacielską pobłażliwością, inpertynencye mówi im z haniebną słodyczą, rozbrajająco; wybiera ich zawsze z koła, które długo przedtem obserwował w ukryciu, więc ich zna na wylot. Nie wymknie mu się tedy żadnemi tłumaczeniami szanowna rodzina Lipowskich, nie zablaguje niczem Otocki, nie wzruszy straszliwemi minami »szczęśliwy Franio«. Perzyński wybrał te figury z szerokiego tłumu, jak znawca, który z ogromnego składu rupieci wybierze tylko okazy. Okazy, trzeba przyznać, nadzwyczajne, bo na pierwszy rzut oka wydać się może, że to tandetna bałucczyzna, kurzem przyprószona.

Perzyński kurz starł i tak je świetnie wystroił, tak wybornie pomalował im gęby, że rozkosz patrzeć; niepozorny Franio, szary, smutny, niedołężny Franio, staje się bohaterem naprawdę; można się zeń śmiać do rozpuku, ale nie należy mu wtedy patrzeć w oczy, bo ma oczy, tak dobre, jak oczy dziecka. I jeszcze z jednego ważnego powodu nie należy natrzą-