Page:Dusze z papieru t.1.djvu/20

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.
16
 
 

i śpiewał. Spiewa pochwałę życia, lecz nie tego, co jest, lecz tego, które się urodzi dopiero, które wyjdzie wraz z wiosną z pod lodów. Niech zniszczeje wszystko i niech się życie nowe urodzi! Niech się urodzi swoboda i niech się urodzi miłość. Niech opadną zbutwiałe więzy, a w słońce niech wystrzeli siła, wielka, wspaniała, nieokiełznana siła, która świat ogarnie i w górę go uniesie, jak na archanielskich skrzydłach.

Zamilknij, szalona Julko! Teatr się z ciebie śmieje i jedyny twój przyjaciel, autor, śmieje się również. Bo kiedy był bardzo młody, roił wiosenny bieg przez życie i śpiew na cześć słońca.

Co teraz czyni? Pisze fejleton o francuskiej farsie po pięć centów od wiersza, poza tem rozmyśla z Relskim z »Karykatur« o ulepszonym sposobie łatania butów kartonem z biletów wizytowych... Nie stracił tylko jednego: tego ironicznego uśmiechu, który jest panaceum na wszelkie choroby i na twoją tragedyę również, szalona, biedna Julko!...

Odbyły się tedy egzekwie na pogrzebie słonecznych pragnień, wyłowionych »siecią« z dna burzliwej duszy; zachowano przytem wszelkie ceremonie, które są zawsze straszliwie patetyczne; więc i na pogrzebie podniebnych ideałów było nieco patosu i pozy, wszelki pogrzeb bowiem nastraja teatralnie. Jerzy Boreński, »Jura«