Page:Dusze z papieru t.1.djvu/19

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.
15
 
 

i mocniej, dławiła ją coraz bardziej, aż legła w końcu, jak powalony zwierz, dysząc ciężko. Zacięła usta i zamilkła na zawsze.

Ucichła »pieśń promienna« i »pieśń biała«; jeszcze jeden bunt został stłumiony w zarodku na chwałę społeczeństwa, jeszcze jedna młodość osiwiała w przeciągu jednej nocy; znalazł się jeszcze jeden przykład, że szaleństwa nie są dozwolone. »Tu leży Julia Apulina... nie! Julia Chomińska... Szaleństwa swego ocalić nie mogła«... Z historyi tej śmiesznej walki powstał »wesoły dramat«, tak wesoły, że aż się płakać chce, że aż się chce kąsać palce do krwi. Bo czyż nie sprawia ciżbie wesołego widoku człowiek, który ma dziwaczną manię, bowiem mu się zdaje, że mu skrzydła urosły, na przekór całemu medycznemu fakultetowi? Albo taki, po którym przebiegają dreszcze dziwacznych przeczuć? Taki, który patrzy na kałużę, rozlaną w dzień wiosenny na ulicy i widzi w niej rajskie obrazy? Albo taki, który sny opowiada, oczy mając otwarte, albo z okiennej szyby czyta poematy? Wesoły jest człowiek taki i niebezpieczny. Niebezpieczny, bo czuje w sobie siły nieznane i burzyć chce wszystko naokół, aby uczynić miejsce rozbujałej swojej duszy, która pędzi przed siebie, na oślep z rozwianym włosem i woła, krzyczy, całą piersią i śpiewa pieśń wiosenną, jak Mowgli, który biegł przez puszczę