tryle pięknym altowym głosem; była panna, obecnie śpiewaczka, Irma Silvani sieje zgorszenie w całej kamienicy, sterczącej naprzeciwko jej okien; niewiasta ta bowiem czyni wystawę ze swych wdzięków, ociekających podobno tłuszczem. A byłby tego nie zauważył pan Stefan, z zawodu architekt (nareszcie i architekt jest bohaterem dla tem większej senzacyi), gdyby mu własna żona nie wskazała drogi. Architekt ten jest to człowiek wielce spokojny, doglądający budowy kościołów, a nie oglądający budowy panny Silvani; ze znanych mi bohaterskich architektów ani Solness nie był człowiekiem cnotliwym, ani spółka budowlana »Fasolt i Fafner«, twórcy Walhalli, którzy dybali srodze na dziewiczą Freję. Ale dyabli nadali, że żona tego sympatycznego architekta, obszedłszy srogi zakaz, wywieszony na każdej nowej budowli, że »obcym na budowę wstęp surowo wzbroniony«, wetknęła palce między drzwi. Napisała do własnego męża list, proszący go o schadzkę i podpisała — Irmę Silvani, aby się dowiedzieć, co mąż zrobi z listem, pokaże go czy nie pokaże żonie? Mąż przeczytał list i naturalnie, schował go szybko do kieszeni, czem naraził na szwank dobrą sławę wszystkich architektów i zrobił zawód może jednemu, a może aż dwom podlotkom wśród publiczności, które były przekonane, że porządny mąż powinien taki list od-
Page:Dusze z papieru t.1.djvu/158
Appearance