Page:Dusze z papieru t.1.djvu/149

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.
145
 
 

duum niesłychanie sprytne, które spryt swój wyniosło z bagna; niema dla niej środków godziwych i niegodziwych, niema dróg krętych ani prostych, wszystkie są dobre. Zdemoralizowała ją imitacya półkultury, zatruła ją obca atmosfera; jedno odniosła z wykształcenia: chytrość. Jest kochanką Jakóba; kiedy zaś ujrzała, że stary szambelan, który się przeraził samotności, chce ją przynajmniej przywiązać do siebie, czyniąc z niej metresę — wpada w znany szał oburzenia, znany jako jeden z najlepszych kokieteryjnych środków. Aż stary pawian pluje wreszcie na wszystkie skrupuły i obiecuje jej ślub. Ale Hanka kocha Jakóba tą barbarzyńską miłością, której nic w niej wykorzenić nie potrafiło; na dnie jej duszy tkwi dziewka wiejska, kochająca zapamiętale, do obłędu. Czyni więc wszystko, aby Jakób został wielkim panem.

— Na co mi to? — powiada Jakób — przecież mam ciebie.

— Głupiś! — powiada Hanka — mnie bez tego mieć nie będziesz.

Więc machnął ręką i czeka. Zranili go w pojedynku, w którym szło o cześć Hanki. Doktor doniósł szambelanowi, że Jakób bił się w obronie czci szambelana. Szambelan odżył.

— To naprawdę musi być mój syn, chłop się nie bawi w pojedynki. Moja krew, szlachecka krew...