Page:Dusze z papieru t.1.djvu/150

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.
146
 


Dyabli nadali matkę Jakóba; głupi Jakób postanawia się dowiedzieć o swojem genealogicznem drzewie.

— Niech mi matka powie, kto był moim ojcem?

— Głupiś! — powiada matrona — zachciało mu się szukać ojców.

— Ale ja muszę wiedzieć!

— Ten, co płaci, ten jest ojcem. Za ciebie płacił szambelan. No, a prawdziwym ojcem jest doktor... Ale dla ciebie ojcem jest szambelan...

Jakóbowi zdawało się, że zwaryował. Poszedł do szambelana i powiada:

— Niech się panu nie zdaje, że pan jest moim ojcem. To doktor...

W szambelana piorun uderzył; wszystkie piękne marzenia w proch się rozwiały; wściekły jest, że mu zabrano uciechę.

— Ja cię też od samego początku nie mogłem znosić. Cham jesteś. A to twoje ordynarne zdrowie. Jesteś cham!...

Czyż nie »głupi« Jakób? Tak tanio mógł sobie sprawić szczęście. A on chciał prawdy.

Cham! W istocie posiada — »ordynarne zdrowie«. Teraz nie może zrozumieć, czego od niego chcą. Hanka plunęła mu w twarz i poszła do sypialni szambelana. Jest wielką panią; ma wspaniałe tualety i wszystkiem rządzi. Niesłychanym swoim sprytem, chytrością dzikiego zwierza do-