Page:Dusze z papieru t.1.djvu/131

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.
127
 
 

wego! młodszej Polski nam potrzeba, młodszej! młodej!

A następnie długa oracya o chęciach i rzeczywistości, o duszy czynnej, o otrząśnięciu warszawskiego kurzu z nóg i o sybaryckiej ucieczce do Francyi. Więc mu nie w porę namiętne błyski w oczach pani miecznikowej Borzęckiej, które Sylwia Szolc gasi aforyzmem, że »mężczyźni są kreaturami nikczemnemi«; i wieścią, że za nazwanie rządu przez Węgierskiego »kupą Huronów«, grozi mu nieszczęście.

Nieszczęście przychodzi, a kiedy wszyscy o niem mówią, Starościc — śpi. Nie chce protekcyi niczyjej. Plunął na maryaż z szambelańskiemi kluczami; madame Dahlke nie znajdzie drugiego króla, ale książąt jest więcej niż królów. Madame Idalia Borzęcka skwitowała z miłości poety, który miewa miłości i kaprysy. Za Radziwiłłem Starościc drzwiami trzasnął, z Tepperem mówić nie chciał, kiedy go Tepper chciał ocalić. Żandarmi otoczyli dom a Węgierski Węgierskim został i raduje się, że postawiony przed trybunałem powie, co myśli o »sprawiedliwości administrowania«.

»A na upór satiriczny niema mediciny«.

Poszedł tedy Tomasz Kajetan Węgierski do wieży in fundo na rok i niedziel sześć w ostatnim resorcie, aby był — starość ukarany. Po-