Page:Dusze z papieru t.1.djvu/132

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.
128
 
 

szedł z miną wielce wesołą, aby była — tragikomedya.

Z pysznej galeryi osób, które na czwartkowych obiadach królewskich zjadały prócz potraw, także i siebie, wyostrzywszy zęby na Bielawskim — nie mógł Nowaczyński wybrać lepiej, jak bohaterem swego utworu czyniąc Kajetana Węgierskiego. Musiało go znęcić to jadowite wolterzątko, cyniczny i wyuzdany poeta, złośliwy i niemiłosierny, nie oglądający się na środki, byle dojść choćby do jednej czwartej drogi Voltaire’a. Bujny umysł, prześliczna figura, której wszystko będzie do twarzy, — nawet rewolucyjne okrzyki w stronę zgniłego społeczeństwa, nawet poza katońska, która u Węgierskiego ze »Starościca« wygląda jak odprasowana koronka żabotu, zmięta w zbyt kordyalnym uścisku dzieweczki, podającej »Pod blachą fałszywego węgrzyna. Postać ta musiała Nowaczyńskiego pociągnąć całą swą naturą, całym swym żywotem, nad którym Lucyan Siemieński z żalem zapłakał.

Tak się ta postać mieni w muzeum zabytków stanisławowskich czasów, jak fałszywy drogi kamień i rwie poetyckie oczy, którym wszystko jedno, czy kamień fałszywy czy prawdziwy. A zresztą, by długo nie szukać powodów miłości Nowaczyńskiego ku Węgierskiemu, powiedzmy sobie — similis simili gaudet. Rzeczy