Page:Dusze z papieru t.1.djvu/127

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.
123
 
 

słucha, »rytmozdzierczy kaprawym«, i »starym Epifanie«; gniew go chwyta na słowo o mózgach szlacheckich.

Dla społeczności ma tworzyć? — »Nie dla niej, ale przeciw niej! Przeciw niej całą mocną tężyzną młodości! Przeciw tej dyktaturze głupoty niekształconej niczem, przeciw temu gustowi do ukwaszonych ogórków, do herbów, do pijackich orgii, do święconej a brudnej wody...«

Dookoła Starościca rozpełza się Warszawa, wymalowana jak stara kokota, wstrętna, żyjąca zgniłem życiem, suchotnicza, skazana na powolną śmierć, świecące próchno, na którem zasiadł król Staś i wiedzie z cudną faworytą dyskurs o Crebillonie młodszym; jakiś Włoch ją maluje, jakiś poeta w mozole panegiryk pisze. Kiedy się dyskurs o sztuce miłości wyczerpał i król zmarszczył czoło, wołają czemprędzej Marka Reverdilla, królewskiego bibliotekarza; każą mu wieść do ołtarza Klerwolkę, a potem wołają znów kogoś i żenią go z inną; królowi ubywa miłosnego inwentarza, komuś przybywa żona i szambelańskie klucze. Właśnie madame Zuzanna Dahlke ma je do ofiarowania komuś, kto za łaskę sobie poczyta zjadanie resztek z królewskiego stołu. W imieniu króla przyszli je ofiarować Węgierskiemu — Floryan Drewniewski, sekretarz Rady Nieustającej, »szpetna kreatura ludzka z kobusowatym nosem«, i Wilczew-