Page:Dusze z papieru t.1.djvu/108

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.
104
 


Na tę nutę śmiał się jednak cały teatr; nienaturalnie i nieszczerze. Panna Maliczewska bowiem jest rozpaczliwie śmieszna; zachciało się jej prawdziwej miłości, a to jest rola, o jakiej ona tylko marzy, ale jej nigdy nie dostanie, bo się takim biedactwom nie daje roli szekspirowskiej Julii; na to trzeba wyrafinowanej aktorki, a nie naiwnej, szczerej, dobrej dziewczyny, która się przytem wyraża mocno trywialnie i klnie, jak dragon.

Życie bowiem jest to indywiduum, które lubi paradoksy i role rozdziela niesprawiedliwie, jak jaki dyrektor teatru.

Panna Maliczewska zawsze była śmieszna, jako »dama dworu«, jako »Anioł«, czy jako »królewski paź« w przepoconych trykotach i z niemądrym uśmiechem na twarzy. Zapolska ujrzała ją gdzieś w kulisie i gwałtem wyciągnęła na scenę; opowiedziała o niej wszystko to, »o czem się nie mówi«, i ukazała z niej wszystko to, czego się nie widzi z amfiteatru. I nagle panna Maliczewska zawsze uśmiechnięta, zawsze roztrzepana i zawsze szczęśliwa, okazała się dziewczęciem niesłychanie biednem, istotą, schwytaną w sieć, popychadłem, wysługującem się wszystkim; okazało się, że »dama dworu królowej Nawarry« nie jadła przez dwa dni obiadu, że »Anioł« z ostatniego aktu »Fausta« ma przestronne dziury w bucikach, dlatego ni-