Page:Chimera 1907 z. 28-30.djvu/219

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.
ARCHANIOŁ
207
 

jestem wolny. Z ognia jestem, ale już ogniem nie jestem. Swoją własną jestem tęsknotą.
 ~~~~~~~ Jesteś dymem... niczem.
 ———— Jestem serc waszych ojczyzną. Ale królestwo moje nie jest z tego świata.
 ~~~~~~~ Jesteś dymem — niczem.
 ———— Śpiewają w tobie te słowa? Chodź ze mną. Oskrzydlę ciebie dokoła, zasłonię duszę twoją. Nie odwracaj się, nie myśl, nie żałuj. Łańcuchy wleczesz za sobą. Wszystko przemija...
 ~~~~~~~ Słyszałem już gdzieś te słowa.
 ———— A teraz widzisz je.
 ~~~~~~~ Cóż widzę? Pusty ogrom.
 ———— Niech go skrzydła twoje zapełnią.
 ~~~~~~~ Skamienieć chciałbym...
 ———— Ach — tak? Kamienie kochasz? — Słaby jesteś.
 ~~~~~~~ Wiodły mię one tylko ku ciemnym otchłaniom. Skrzydła — bez błękitu? Złowrogi to dar.
 ———— Słaby jesteś.
 ~~~~~~~ Kto wie, czy słabość moja nie jest większą siłą niż innych moc. Ale już nie kocham swojej mocy.
 ———— Czy ty znasz rozum gwiazd powracających do swojego gniazda słonecznego... Chcę już wrócić do domu Ojca mojego. Nie jestem nikomu potrzebny.
 ———— Nikomu? Spójrz w okół. Serca miękkie, leniwe bez jutra, bez gwiazdy — wichry jakieś ich pędzą.
 ~~~~~~~ Bo są wichru służebnikami.
 ———— Każdy odpowiada za zło, o którem wie.
 ~~~~~~~ Nie tak lichwiarz sięga za grabieżą, jak wy za moją samotnością. Cóż ja mam z nimi wspólnego?