Jump to content

Na wznowienie »Ślubów panieńskich«

From Wikisource
(Redirected from Dusze z papieru/Al. Fredro)
<<< Dane tekstu >>>
Autor Kornel Makuszyński
Tytuł Na wznowienie »Ślubów panieńskich«
Pochodzenie Dusze z papieru Tom I
Data wydania 1911
Wydawnictwo Towarzystwo Wydawnicze
Druk W. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Wikisource
Inne Cały tom I
Cały zbiór
Indeks stron
[ 9 ]

Na wznowienie »Ślubów panieńskich«.

 

»Rozum mężczyzną, białogłową affekt tylko rządzi; oraz kocha, oraz nienawidzi; nie gdzie rozum, ale gdzie affekt, tam wszystko«.

Zadumał się Fredro nad wielce prawdziwą sentencyą swego dziada, nad afektem białogłowskim i nad męskim rozumem, co »świat w possesyę wziął«, co wszystko na swą miarę przykroi, co nawet »z węża dryakiew« przyrządzi.

Zadumał się i z zadumy na światło wywiódł dusze najpiękniejsze, jakie kiedykolwiek chadzały po polskiej scenie.

Parami, modą poloneza:

Więc najpierw pani Dobrójska, szanowna wielce a czcigodna; loki jej się kołyszą jakby do taktu, a ona, końcami palców suknię ująwszy, modli się w duszy, by jej rumieniec na twarz leciwą wypłynął, bo Radost, co po redutach stare nogi włóczy, strzyże oczyma nieprzystojnie w stronę jej białych pończoszek. [ 10 ]

Za nimi para prześliczna; jakby Pan Tadeusz z grobu wstał i Zosię wiódł!

Gucio i Aniela!

»Pewnie kochankiem jest tej dziewczyny, pewnie to jego kochanka«.

On modniś, w pyszny frak opięty, wczoraj jeszcze »pod złotą papugą« harce szlacheckie wyprawiał, dziś się w jej niebieskie oczy na śmierć zapatrzył i rozmiłowanym głosem jej powiada:

»Wierz mi, są dusze dla siebie stworzone;
Niech je w przeciwną los potrąci stronę,
One wbrew losom, w tym lub tamtym świecie,
Znajdą, przyciągną i złączą się przecie.
Tak jak dwóch kwiatów obce sobie wonie,
Łączą się w górze, jedna w drugiej tonie«...

A ona prześliczną główkę pełną ma przerażających awantur, wszakże ma pod poduszką ukryte »Męża Kloryndy życie wiarołomne«; zrobiła grymas, jakby koło niej krokodyl był, nie Gucio, bo ją przecież straszliwa przysięga wiąże, że nigdy niczyją żoną nie będzie. Lepsza śmierć albo klasztor, ale już w szóstym akcie, bo w piątym trzpiot Gucio z ust jej straszliwą przysięgę zcałuje, tak dokumentnie, że już poraz drugi przysięgać nie będzie.

W trzeciej parze, półdyablę szlacheckie, srogi kozak w powiewnej sukience, Klara, mówi [ 11 ]tysiąc słów na minutę i ciągnie za sobą Albina, co »niedługo cały w fontannę się zmieni«, albo w morzu własnych łez z rozpaczy się utopi. Cały w westchnienia się zmienił i we wzdychania; smutny jest, bo śmierć nad nim pewna zawisła; z rozpaczy, jeśli go odtrąci Klara, smok ognisty, z radości, jeśli mu miłość przysięgnie.

Taki korowód przedziwny osób; taki serdeczny śmiech; taki deszcz obfity słów, jak wtedy, gdy w słonecznym sadzie kwiecie z jabłoni leci chmurą; taki dobry dzień; prześliczna godzina zadumy i rozważań o sentencyi Fredrowej: czy też prawdą jest, że nie gdzie rozum, ale gdzie affekt, tam wszystko?...«

Oto się scena rozszerza, powoli... powoli...

I po kilku chwilach, kiedy aktor przeczytał już głośno parę kart ze starej, dobrej książki, o tem, jakto dwie panny zacne przysięgły »na kobiety stałość niewzruszoną«... — nie ma już sceny i teatralnej sali, lecz stary polski dwór, co się dziś już w gruzy zwalił i w upadku legł. Na ścianach sylwetki babek; po kątach gra orkiestra zegarów, ale cicho, aby nie przeszkadzać rozkochanej parze, co list do siebie samej pisze, grając komedyę jak na teatrum, najpiękniejszą scenę, jakiej drugiej nie było i nie będzie w komedyi polskiej.

»Piszmy więc...«

On mówi, ona pisze. [ 12 ]

Prześliczny list: o anielskiem kochaniu, o tęsknocie palącej, o romansie rozmiłowanych oczu, o nocy bezsennej, o straszliwych przysięgach, o westchnieniach (przynajmniej raz na pół godziny.) Tysiąc słów w jednem słowie, historya obszerna w jednem spojrzeniu.

Słuchamy pilnie. Pieścimy dotknięciem każde słowo, jak przeczysty, złoty klejnot, wyrobiony misternie. Może jest kto w sali, co jeszcze śpiewał o Filonie pod jaworem, o psach nieczujnych, sprzyjających kochankom. Może kto przeżywał romanse figurek porcenalowych, wdzięczących się do siebie pod kloszami na etażerce.

Więc mnie zupełnie odbiega ochota sprawdzać, czy Klara bucik ma stylowy i zawiązany dobrze, a Anieli chciałoby się szepnąć, aby sobie nie zaprzątała rozkochanej głowy Tarnowskim, że ją z uznaniem »porządną panną« mianował, a Klarę... »także bardzo porządną«...

Dobry uśmiech wchodzi na wszystkie twarze, jest chwila, żeby się chciało powiedzieć o tem tym ludziom na scenie, że się ich niezmiernie miłuje, wszystką mocą dusz zmęczonych bardzo, za każde słowo dobre, które nigdy nie było czem innem, niż być miało; za każdy ruch, który od serca szedł i świat się zdawał cisnąć do piersi; za każdy uśmiech, który uczony nie był, lecz z ust wykwitał albo z oczu.

I za taką chwilę, kiedy cię coś [ 13 ]

»...to w uszach łechce, to coś w oczach parzy,
to biegnie, biegnie, jakby dreszcz po twarzy,
to z twarzy w serce, to jak krople wrzące,
z serca się w górę, w górę, w górę wznosi...«,

za taką chwilę dziękujesz szeptem samemu sobie, żeś przyszedł na słuchanie słów dobrych.

I nikt się wzruszeń własnych nie wstydzi!

Więc w rozmyślaniu przychodzimy do przekonania, że jesteśmy ludzie dobrzy, tylko... wstydliwi, choć nam sentyment do twarzy. Ma przeto stary Fredro przywilej, że przed nim, przed osobą szanowną, nie śmiemy udawać kawiarnianych cyników i zwyrodniałych daltonistów uczucia i robimy się sentymentalni — jak ja, pisząc te słowa.

Ta moc zdzierania nam z twarzy naiwnie strojonych masek, to jest wielkość Fredry, która będzie potęgą za lat sto czy dwieście, kiedy maski do twarzy przyrosną, a zmurszeją sztambuchy, w których potrafimy jeszcze jako tako odczytać namaszczone, a serdeczne sentencye o prostocie ducha. Wtedy jako skarby bezcenne staną się te wiersze, w których kamieniem drogim będzie każdy rym niewybredny.

Niechaj błogosławią słowa te teatrowi polskiemu:







#licence info
Public domain
This work is in the public domain in the United States because it was first published outside the United States prior to January 1, 1929. Other jurisdictions have other rules. Also note that this work may not be in the public domain in the 9th Circuit if it was published after July 1, 1909, unless the author is known to have died in 1953 or earlier (more than 70 years ago).[1]

This work might not be in the public domain outside the United States and should not be transferred to a Wikisource language subdomain that excludes pre-1929 works copyrighted at home.


Ten utwór został pierwszy raz opublikowany przed dniem 1 stycznia 1929 r., i z tego względu w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej znajduje się w domenie publicznej. Utwór ten nadal może być objęty autorskimi prawami majątkowymi w innych państwach, i dlatego nie zaleca się przenoszenia go do innych projektów językowych.

PD-US-1923-abroad/PL Public domain in the United States but not in its source countries false false