Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza/Tom IV/XV

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza
Wydawca Władysław Izdebski
Data wydania 1898
Druk Tow. Komand. St. J. Zaleski & Co.
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Władysław Izdebski
Tytuł oryginalny La mendiante de Saint-Sulpice
Źródło Skany na Wikisource
Inne Cała powieść
Download as: Pobierz Cała powieść jako ePub Pobierz Cała powieść jako PDF Pobierz Cała powieść jako MOBI
Indeks stron
[ 72 ]
XV.

 Obaj doktorzy wysłuchali w osłupieniu czytania tego dokumentu i spojrzeli powtórnie po sobie, lecz Grancey powiedział im przecie, aby nie grali próżno komedyi i nie udawali oburzonych ludzi.
 Jedno słowo — rzekł Liray.
 — Cóż takiego?
 — Czy ta młoda dziewczyna, dla której pan żądasz świadectwa, jest rzeczywiście tak ciężko chorą, jak napisano w tem sprawozdaniu?
 — Tak.
[ 73 ] — Przysięgniesz nam pan?
 — Przysięgnę bez wachania. Daję panom słowo honoru, że stwierdzicie tylko prawdę.
 — A zatem przyjmujemy, mój kolega Despreaux równie, wraz zemną. Pozostaje do uregulowania kwestya zapłaty. Jak pan ją uskutecznisz?
 — W biletach Banku francuskiego.
 — Kiedy?
 — Połowę zaraz po położeniu podpisów na stemplowym papierze, druga połowę jutro, gdy mi przyniesiecie go po zlegalizowaniu podpisów.
 — Gdzie pana znajdziemy, ażeby ci go oddać?
 — Na placu Opery w kawiarni de la Paix jutro o piątej punktualnie, bez opóźnienia, bo to rzecz pilna, niecierpiąca zwłoki.
 — Bądź pan spokojny.
 Liray wziął pióro i podpisał, Despreaux uczynił toż samo.
 Grancey wyliczył każdemu z nich po dwa tysiące pięćset franków.
 — Widzicie panowie, że wam ufam — rzekł. — A zatem jutro, o piątej w kawiarni.
 I odszedł pozostawiając tych dwóch podobnych sobie łotrów.

∗             ∗

 — W pałacu przy ulicy Vaugirard panowało wielkie zamięszanie.
 Grancey w kilka godzin po zakupieniu świadectwa od doktorów, wysłał do Gilberta list zawierający te słowa:

 Dokonane. Przychodź. Oczekuję cię o szóstej godzinie“.

 Mąż Henryki przywołał służących do swego gabinetu i głosem drżącym ze wzruszenia, ze łzami w oczach wyja[ 74 ]wił im, że zmuszony z polecenia doktorów wyjechać natychmiast do Włoch z chora swa córka uwalnia wszystkich ze służby.
 Boleść nikczemnika była tak widoczna, że ani jeden ze służących niezaprotestował przeciw temu.
 Wypłacił wszystkim pensyę, dał hojna gratyfikacyę i polecił, ażeby wszyscy najpóźniej do godziny czwartej dnia tego opuścili pałac.
 Rozkaz ten był wykonany ściśle, służba z tatersalu odprowadziła konie do stajni w Lamornaye poczem Gilbert pozostał sam ze swoją ofiarą.
 Marya-Blanka była już zaledwie tylko cieniem siebie. Piękne Jej rysy, intelligencya i pamięć zniknęły bezpowrotnie. Śmierć wydawała sie nieuchronna.
 O godzinie piątej Gilbert opuścił mieszkanie, pozostawiając Blankę samą nieprzytomną nieruchomie leżącą na łóżku, poczem udał się do Grancy’a.
 Wkrótce po jego przybyciu nadszedł trzeci wspólnik, Duplat. Gdy zjedli razem obiad i zapalili cygara były dependent nakreślił im program następujący:
 — Jutro rano jadę z panną Blanką do Joigny, zamów więc powóz kryty, który zawiezie ją na kolej żelazną. Zamówiłem przedział w pociągu pośpiesznym odchodzącym o jedenastej. O drugiej będę w Joigny, a o trzeciej w domu zdrowia. Powrócę do Paryża dopiero pojutrze o godzinie ósmej rano. Zatrzymam się w Bois le Roi, gdzie Duplat będzie na mnie oczekiwał ze śniadaniem. Chciałbym miejscowość tę obejrzeć wraz z nim.
 Ty zaś, kochany Gilbercie, jutro zaraz po moim wyjeździć udaj się którymkolwiek pociągiem do Fenestranges, gdzie czekaj na depeszę ode mnie i przygotuj wszystko na przyjęcie mnie i panny mającej zastąpić Maryę-Blankę. Czy w Fenestranges znają twoją córkę?
 — Nie, nigdy tam nie była.
 — Więc tem lepiej. Zadanie nasze będzie o wiele łatwiejsze. Wyszukaj no pokojową, jaką kobietę z nad granicy niemieckiej nieznającą języka francuzkiego, a usprawiedliwisz ten kaprys oświadczeniem by córka twoja rozmawiając ze służącą w praktyczny i łatwy sposób zarazem mogła się nauczyć po niemiecku. Rozumiesz mnie?
[ 75 ] — Rozumiem!
 Wspólnicy rozstali się.
 Następnego dnia sam Gilbert wysłał do Fenestranges depeszę z poleceniem przygotowania apartamentu na kilka dni dla niego, poczem ubrał Blankę do podróży i przygotował walizkę z podręcznemi rzeczami.
 O godzinie dziesiątej przybyła zamówiona kareta. Gilbert polecił woźnicy zajechać na dziedziniec sprowadził, a raczej wyniósł Blankę na ręku, nieszczęśliwa dziewczyna nie była już zdolną postępować o własnej sile.
 Podtrzymywana przez swego kata, szła chwiejąc się na nogach, automatycznie, z oczyma błędnemi z kołyszącą się głową, to na jedną to na drugą stronę, gdyż muskuły szyi nie miały już siły utrzymać się w pozycyi normalnej.
 Gilbert posadził ją w powozie usiadł przy niej i odjechał na dworzec kolejowy, gdzie oczekujący na niego Grancey zaprowadził ją do wagonu i drzwi przedziału zamknął za sobą.
 W sercu tego łotra nie objawił się ani jeden promyk litości, dla tej nieszczęśliwej, którą chciał uczynić swą żoną, a którą teraz na śmierć prowadził. Nie odczuł również najmniejszego wyrzutu sumienia i Gilbert, który oddawszy Blankę w ręce wspólnika poszedł do bufetu, z wyśmienitym apetytem spożył śniadanie, poczem udał się na dworzec kolei wschodniej.
 O drugiej pociąg stanął w Joigny, a w godzinę później Piotr Giroux wprowadził Blankę wraz z Grancey’em do swego gabinetu.
 — Czekałem na ciebie rzekł, sadzając chorą przy oknie w pełnem świetle dla zbadania jej. — Cóż, papiery w porządku?
 — Tak, oto masz — odrzekł Grancey, podając mu je.
 Piotr wziął znane nam świadectwo i odczytał półgłosem.
 — Dobrze — rzekł Giraux, ukończywszy czytanie. — Jesteśmy zabezpieczeni. Ale — dodał, uważnie przypatrując się Blance — czy to ci sami lekarze tak leczyli chorą?
 — A cóż cię tak dalece znowu obchodzi? — odrzekł Grancey, śmiejąc się głośno.
 — Rzeczywiście, Chciałem tylko wiedzieć, czy to oni popełnili tę zbrodnię?
[ 76 ] — Zbrodnię? — powtórzył Grancey zdziwiony.
 — Naturalnie. Pozbawiono chorą władz umysłowych za pomocą belladony i czyniono to tak gorliwie, iż zdaje mi się, że niedługo ona pożyje.
 — Może użycie belladony istotnie było potrzebne — odrzekł Grancey — i może jeszcze okażę niezbędnem... to zależy od ciebie...
 Cynizm byłego towarzysza z Numei przeraził Piotra.
 — Ona jest bardzo chorą — rzekł — jeżeli umrze.
 — Jeżeli umrze? — przerwał Grancey — mając w świadectwie datę urodzenia i imiona rodziców, łatwo będziesz mógł napisać akt zgonu.
 Piotr przywołał służecego.
 — Zaprowadź tę chorą do osobnego numer 4 i powiedz infirmerce niech ją przebierze w ubranie przytułku. Wkrótce przybędę sam i zobaczę. Lekarza asystenta wzywać nie trzeba!
 Służący odprowadził Blankę do wyznaczonej jej celi.
 Gdy Grancey pozostał sam z Piotrem. wypłacił mu umówioną sumę, a następnie pożegnał go i udał się do hotelu.
 Czytelnicy zrozumieli zapewne potworny plan nikczemnika.
 Wiedząc, że nic nie przełamie oporu Blanki, wykreślono ja za pomocą znanego nam fałszywego świadectwa z liczby żyjących i pod nazwiskiem Aliny Eugenii Pertuiset dla dobicia ostatecznego ciała, oddano ją do szpitala waryatów. Pozostawało już tylko przedstawić inną Marye-Blanke, istotę nieświadomą niczego i uległą ślepo, która odziedziczyłaby prawa do sukcessyi po hrabi Emanuelu i odgrywała rolę jakiej tamta przyjąć nie chciała.
 Osobę taką wspólnicy teraz upatrzyli w Róży infirmerce przytułku w Blois, drugiej córce Joanny Rivat, która dzięki jedynie podobieństwu do siostry uniknęła noża Gastona Deprèty na korytarzu domu przy ulicy Feron.




#licence info
Public domain
This work is in the public domain in the United States because it was first published outside the United States prior to January 1, 1929. Other jurisdictions have other rules. Also note that this work may not be in the public domain in the 9th Circuit if it was published after July 1, 1909, unless the author is known to have died in 1953 or earlier (more than 70 years ago).[1]

This work might not be in the public domain outside the United States and should not be transferred to a Wikisource language subdomain that excludes pre-1929 works copyrighted at home.


Ten utwór został pierwszy raz opublikowany przed dniem 1 stycznia 1929 r., i z tego względu w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej znajduje się w domenie publicznej. Utwór ten nadal może być objęty autorskimi prawami majątkowymi w innych państwach, i dlatego nie zaleca się przenoszenia go do innych projektów językowych.

PD-US-1923-abroad/PL Public domain in the United States but not in its source countries false false