Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza/Tom III/XII

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza
Wydawca Władysław Izdebski
Data wydania 1898
Druk Tow. Komand. St. J. Zaleski & Co.
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Władysław Izdebski
Tytuł oryginalny La mendiante de Saint-Sulpice
Źródło Skany na Wikisource
Inne Cała powieść
Download as: Pobierz Cała powieść jako ePub Pobierz Cała powieść jako PDF Pobierz Cała powieść jako MOBI
Indeks stron
[ 72 ]
XII.

 Gilbert Rollin jak to widzieliśmy, odważnie, a raczej bezczelnie stawił czoło burzy huczącej nad sobą.
 Kolejno, to wyniosły, to kąsający, lub pogardliwie zuchwały, stosownie jak uważał to za korzystne dla siebie ukazywał się pod temi różnorodnemi postaciami. Pracując nad sobą, do ostatka zachował krew zimną i niedozwolił się owładnąć wrzącemu w sobie gniewowi.
 Mimo to wszystko, był mocno zaniepokojony.
 Niektóre szczegóły jego życia, o których sądził, że Henryka nic nie wie, zostały nagle odsłoniętemi.
 — Znano wszystkie popełnione przezeń szaleństwa, czem uczuł się być głęboko upokorzonym.
 Podtrzymywana radami księdza d’Areynes i notaryusza, Henryka nie zachwieje się na pewno w swoich postanowieniach tak energicznie przez nią wygłoszonych.
 Gilbert wrócił do swego pokoju w najwyższym nerwowym podrażnieniu.
 Opanowała go wściekłość blizka szaleństwa. Wszystko co znalazł pod ręką, tłukł bez litości, po owym wreszcie paroksyzmie, uspokoił się nieco i zaczął rozważać na zimno, to co mu przedstawiła jego żona.
 — Dwanaście tysięcy franków rocznie! Jakaż nędza! — powtarzał.
 On, który od lat siedemnastu nawykł wydawać daleko więcej miesięcznie po nad tę sumę.
 Co zrobić?... Jak postąpić?.. Co przedsięwziąść?...
 Miałżeby sprzedać swe konie wyścigowe dla zapłacenia długów, jak to mu radzono, a raczej nakazywano?
[ 73 ] Miałze opuścić swoją kochankę Oktawję, która komedją miłosną doskonałe odegrywaną przykuwała go do siebie i kompletnie usidliła?
 Miałże powrócić do rodzinnego życia, tego nudnego jednostajnego życia, o którym myśl wstrętem go napawała? Miałżeby odwagę porzucić owe hulaszcze rozkosze, w których tak sobie upodobał? porzucić je dla pogrążenia się w oceanie nudów domowego ogniska?
 Nie! na to nie miał odwagi. A jednak?...
 Wolne rozporządzanie dochodami Henryki z rąk mu się wymykało. Co zrobi teraz?... Zkąd będzie czerpał pieniądze na te szalone wydatki i na zaspokojenie przygniatających go długów?
 Pomimo kilku odniesionych zwycięztw, jego wyścigowe konie kosztowały go więcej niż przynosiły. Niemógł więc liczyć na żaden stały dochód z tej strony.
 Zadumawszy, powziął myśl godną siebie.
 A gdyby Henryka umarła? — wyszepnął — Marya-Blanka pozostałaby na mojej opiece i tym sposobem mógłbym dalej prowadzić życie jakie teraz wiodę...
 Gdyby Henryka umarła, notaryusz nie mógłby nic przeciw mnie przedsięwziąść. Jako opiekun legalny, miałbym prawo pobierania bez kontroli wszelkich dochodów mej córki, a to dziewcze pozwoliłoby mi czynić wszystko, co bym zechciał.
 Wsparłszy głowę na ręku, siedział przez kilka chwil w głębokim zamyśleniu.
 — Nie! wyrzekł wreszcie-byłoby to dla mnie zbyt niebezpiecznem! Oczekiwać trzeba!... Spróbuję gry w karty, może zyskam coś kolwiek... Niepowodzenie zmienić się musi.
 Spojrzał na zegarek. Dochodziła jedenasta.
 Zadzwonił na lokaja.
 — Podaj mi okrycie i kapelusz — rzekł do wchodzącego sługi, który ze zdziwieniem patrywał się w potłuczone szczątki Chińskiej porcelany. — Sprowadź mi fjakra, na zaprzęganie do powozu czekać byłoby zbyt długo. Możesz pójść spać. Niewiem o której powrócę.
 Po wyjściu służącego, Gilbert otworzył biurko, wyjął [ 74 ]z szuffadki paczkę banknotów tysiąc frankowych i przerachował je.
 Było ich trzydzieści.
 — Na co oczekiwać?-wymruknął, wsuwając w pugilares pięć biletów wyjętych z paczki, którą wsunął w głąb szufladki między rozsypane tamże luidory. wybrawszy złotą monetę wsypał ją zarówno w kieszeń, zamknął starannie na klucz szufladkę, zapiął na sobie okrycie, a wyszedłszy z pałacu, wsiadł do oczekującego nań fiakra i kazał jechać do klubu, gdzie co noc grywano na wielkie stawki.
 Przybywszy tam, zasiadł niezdwłocznie przy stole gry, nie jako bankier, ponieważ nie miał tyle pieniędzy, aby bank trzymać, lecz jako poniter.
 Słyszeliśmy przed chwilą mówiącym go do siebie, że niepowodzenie zmienić się musi.
 Odgadł tym razem, wracał albowiem do pałacu nad ranem z wygraną dwudziestu tysięcy franków.
 Trzeciego dnia potem nastąpiły wyścigi w Vincennes. Dwa jego konie przybyły pierwsze do mety i wzięły nagrodę Paryża w ilości piętnastu tysięcy franków.
 Los sprzyjać mu zaczął, z czego korzystając tegoż samego wieczora, zabrawszy z sobą sześćdziesiąt tysięcy franków, wyjechał kuryerskim pociągiem do Monte-Carlo, niepowiadomiwszy nikogo o swoim wyjeździe.


∗             ∗

 Rajmund Schloss, spełniając życzenie księdza d’Areynes, przeszedł całą dzielnicę świętego Sulpicyusza, aby wynaleźć małe przyzwoite mieszkanie dla Joanny Rivat.
 Dzielny Lotaryńczyk załatwił się z tem prędko, wynająwszy dwa pokoiki z maleńką kuchenką przy ulicy Feron, w pobliżu kościoła świętego Sulpicyusza.
 We trzy dni po swoim przyjeździe do Paryża Joanna za wstawiennictwem księdza d’Areynes otrzymała pozwolenie na umieszczenie pod głównym portykiem kościoła małego przenośnego kramu, którego rozmiary ściśle jej wskazano [ 75 ] Łaska była wyjątkowa i rzadko komu udzielana, aby nie czynić konkurencyi sklepom ze sprzedażą świętych przedmiotów, znajdujacym się w sąsiedztwie kościoła.
 Rajmund umeblowawszy wynajęte dla Joanny mieszkanie zapłacił z góry za kwartał według poleceń księdza Raula.
 Obstalował u stolarza kramik przenośny, łatwy do składania, ażeby Joanna mogła go sama rozebrawszy na części, umieścić na ręcznym wózku i przewozić każdodziennie na ulice Feron.
 Dzień więc dobrze użytym został przez byłego nadleśnego z Fenestranges.
 Pozostawało teraz zakupić przedmioty, jakiemi wdowa Rivat zapełnić miała swój sklepik.
 Nazajutrz, według adresów udzielonych sobie przez księdza d’Areynes, Rajmund uskutecznił to kupno, a we trzy dni potem Joanna wprowadzoną została przez księdza Raula, tak do swego nowego mieszkania przy ulicy Feron, jako i pod portyk kościoła świętego Sulpicyusza.
 Zaczął się dla niej teraz nowy okres życia.
 Ze łzami wdzięczności dziękowała księdzu d’Areynes za tyle dobrodziejstw odeń doznanych i zapewnienie nadal przyszłości.
 Obecność sprzedającej święte przedmioty przy głównym wejściu do kościoła, wprawiała wiernych w zdumienie.
 Wszyscy zainteresowali się tą ubogą kobietą, dość młodą jeszcze, a mimo to z posiwiałemi włosami, której łagodne a melancholijne oblicze zachowało ślady piękności.
 Rozgłaszano o niej legendę, w której mieściła się część prawdy.
 Bojaźliwy wyraz jej oblicza i trwożne nieśmiałe spojrzenie, tłumaczono tem, że była przez czas długi obłąkaną skutkiem wielkich nieszczęść, że powrócono jej rozum, ale jej umysł pozostał osłabionym.
 Wszyscy tłumnie koło kramiku gromadzić się zaczęli. Kupowano z pośpiechem, składając jej dary w srebrnej monecie płacąc z naddatkiem po nad oznaczoną cenę za drobne przedmioty przez nią sprzedawane.
 W pierwszych dniach zebrane przez Joannę pieniądze, [ 76 ]dosięgły cyfry poważnej. Biedna kobieta była szczęśliwą i smutną zarazem.
 Szczęśliwą, ponieważ mówiła sobie: Z temi pieniędzmi będę mogła rozpocząć poszukiwania mych córek...
 Smutną zaś była, czując się upokorzoną temi darami.
 Znaczna część pieniędzy spływających w jej ręce, nie była przez nią zarobioną, lecz otrzymaną.
 Nieszczęśliwa poszeptywała łzy ocierając:
 — Wszystko co otrzymuję, są to jałmużny. Dają mi z litości, z miłosierdzia! Niczego nie żądam, o nic nie proszę, a mimo to jestem żebraczką!
 W rzeczy samej, nadano jej tę nazwę jaka się wprędce zpopularyzowała, nazwę:

Żebraczki z pod kościoła świętego Sulpicyusza.“

∗             ∗

 Lucyan de Kernoël zatrzymywany obowiązkami służbowemi w Salpetrière przez dwa dni pierwsze nie zdołał odnaleźć ani chwili czasu, ażeby pojechać do pałacu przy ulicy Vaugirard, gdzie radby był przepędzić całe swe życie i gdzie jego myśl i serce przebywały bezustannie.
 Trzeciego dnia zwolniwszy się wreszcie, pojechał.
 Było to wieczorem.
 Młodzieniec cieszył się nadzieją przepędzenia kilku godzin przy swojej narzeczonej i pani Rollin, którą kochał jak własną swą matkę, a która niezadługo tamtą zastąpić mu miała.
 Straszliwy zawód go oczekiwał.
 Odźwierny zamiast zadzwonić jak zwykle dla oznaj ienia o przyjściu odwiedzającego, zatrzymał go mówiąc:
 — Pani Rollin nie jest widzialną dla nikogo.
 — Nawet i dla mnie?-zawołał Lucyan zdumiony.
 — Dla nikogo!
 — Z jakiego powodu?
[ 77 ] Z nader smutnego panie. Pani od dwóch dni leży w łóżku, jest chorą. Panienka czuwa przy niej nie odchodząc na chwilę. Doktór przyjeżdża dwa razy dziennie.
 — Jakaż to choroba? — pytał Lucyan z przerażeniem.
 — Nic niewiem.
 — Może pan Rollin będzie mnie mógł powiadomić. Czy jest w pałacu?
 — Niema go. Wyjechał do Morlaye.
 — A kiedy powróci?
 — Niewiem.
 Młodzieniec zadumał.
 Mąż nieobecny, w czasie choroby swej żony? Widocznie tam zaszło coś niezwykłego. Lecz co?...
 Wyjąwszy z karnetu bilet wizytowy wręczył go odźwiernemu
 Poszę to oddać rzekł pannie Maryi-Blance, ale jak najprędzej.
 — Natychmiast panie! Zadzwonię na pokojówkę.
 Lucyan oddalał się zwolna, przygnębiony tysiącem smutnych przypuszczeń. Wiedział lubo pobieżnie o niesnaskach panujących między Henryką i jej mężem, ale nieznał ich całej doniosłości.
 Przypuszczony do poufności rodzinnej, odgadywał, że pani Rollin w pożyciu małżeńskim nie była szczęśliwą. Bezwątpienia więc, myślał, wyniknęła jakaś gwałtowna scena ze strony ojca Blanki.
 Dręczony tą myślą, pragnący co rychlej dowiedzieć się o prawdzie, która nie wątpił, że odkryć mu zdoła ksiądz d’Areynes, wsiadł do fiakru rozkazując się zawieść na ulicę de Tournelles.
 Ksiądz Raul pracował sam w gabinecie, gdy weszła Pelagja, oznajmując o przybyciu syna pana de Kernoël.
 — Co się stało? drogi mój chłopcze — pytał zaniepokojony zmienioną fizyonomją młodzieńca.
 — Wracam z pałacu przy ulicy Vaugirard — rzekł Lucyan drżącym z wzruszenia głosem.
 — Gdzie Gilbert wejść ci może zabronił — przerwał ksiądz Raul. — To bardzo prowdopodobne! Wiedząc o ile cię kocham, obrzuca cię nienawiścią jaką dla mnie czuje. [ 78 ] — Pan Rollin jest nieobecnym w Paryżu — rzekł Kernoël. Niepozwolono mi wejść do pałacu ponieważ pani Rollin jest chorą.
 — Chora? — zawołał ksiądz z trwogą.
 — Tak, chorą.
 — Od jak dawna?
 — Od dwóch dni.
 — Kto ci o tem powiedział?
 — Odźwierny.
 — Wszakże choroba nie jest niebezpieczna?
 — Odźwierny co do tego nic nie wie. Powiedział mi tylko, że doktor przyjeżdża dwa razy dziennie i że Blanka nie opuszcza ani na chwilę łoża swej matki. Sądziłem, że ty opiekunie jako lepiej powiadomiony, będziesz mnie mógł objaśnić w tym razie i przybiegam tu śmiertelnie niespokojny!...
 — Nie trwóżmy się przed czasem, drogie moje dziecko — rzekł ksiądz d’Areynes. — Moja kuzynka jest nerwowa, a więc na wszystko niezmiernie czułą i tkliwą. Jej słabość dzisiejsza wywołaną została niezawodnie gwałtownem wzruszeniem skutkiem nader przykrego zajścia z Gilbertem, przy którym byłem obecnym wraz z notaryuszem, podczas owego wieczora, gdy odszedłeś z Blanką do bibljoteki, aby nam dozwolić pomówić swobodnie o interesach. Doktor Germain, który leczy Henrykę, jest moim przyjacielem, od niego dowiemy się niebawem czyli to jest rzeczywiście jakaś choroba. lub też przemijająca niedyspozycya.
 Wszakże byś mógł pójść wprost do pani Rollin, opiekunie? Ciebie by tam przyjęto....
 — Posłuchaj mnie, moje dziecko i zachowaj me słowa w pamięci — zaczął ksiądz d’Areynes poważnie. — Dopóki Gilbert Rollin będzie zamieszkiwał w pałacu przy ulicy Vaugirard, nie stąpię tam nogą!.. Jest to niezłomne postanowienie z mej strony!




#licence info
Public domain
This work is in the public domain in the United States because it was first published outside the United States prior to January 1, 1929. Other jurisdictions have other rules. Also note that this work may not be in the public domain in the 9th Circuit if it was published after July 1, 1909, unless the author is known to have died in 1953 or earlier (more than 70 years ago).[1]

This work might not be in the public domain outside the United States and should not be transferred to a Wikisource language subdomain that excludes pre-1929 works copyrighted at home.


Ten utwór został pierwszy raz opublikowany przed dniem 1 stycznia 1929 r., i z tego względu w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej znajduje się w domenie publicznej. Utwór ten nadal może być objęty autorskimi prawami majątkowymi w innych państwach, i dlatego nie zaleca się przenoszenia go do innych projektów językowych.

PD-US-1923-abroad/PL Public domain in the United States but not in its source countries false false