Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza/Tom I/XIV

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza
Wydawca Władysław Izdebski
Data wydania 1898
Druk Tow. Komand. St. J. Zaleski & Co.
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Władysław Izdebski
Tytuł oryginalny La mendiante de Saint-Sulpice
Źródło Skany na Wikisource
Inne Cała powieść
Download as: Pobierz Cała powieść jako ePub Pobierz Cała powieść jako PDF Pobierz Cała powieść jako MOBI
Indeks stron
[ 81 ]
XIV.

 W pół godziny potem, opróżnionym pociągiem dążyli do Meauxksiądz d’Areynes wraz Rajmundem Schloss. Należało działać bez straty czasu, jako też wyjednać nową kartę wolnego przejazdu, która by umożliwiła im przedostanie się do Fenestranges.
 Młody kapłan, po ścisłem wybadaniu go przez Prusaków, wyszedł wraz ze swym towarzyszem ze stacyi drogi żelaznej w Meaux, udając się do ratusza, który im wskazano jako główną królewską kwaterę.
 Wszystkie ulice i place były napełnione piechotą, kawaleryą, armatami, skrzyniami do prochu i wozami ambulansowemi. Na wszelkich punktach tego tak zwykle cichego miasteczka dawał się dostrzedz niezwykły ruch gorączkowy.
[ 82 ] Wikary wraz z Rajmundem zaledwie przecisnąć się zdołali do ratusza, gdzie w miejsce dawnej służby municypalnej, objęła teraz administracyę, oraz zarząd wojenny niemiecka intendentura.
 Nagle Schloss zatrzymał się, spostrzegłszy idącego wprost siebie mężczyznę w mundurze wojskowego doktora. Przechodzący również przystanął.
 — Wszak się nie mylę? — zawołał Schloss. — Pan jesteś chirurgiem Blasyuszem Wolff?
 — A pan nadleśnym hrabiego d’Areynes, którego ratowałem w Fenestranges?
 Ksiądz Raul słuchał z natężoną uwaga.
 — Tak, panie majorze — odrzekł Rajmund.
 — W jaki sposób znalazłeś się pan w Méaux, gdym przed czterema dniami jeszcze pozostawił pana w Fenestranges? Czyżby hrabia umarł?
 — Kiedym odjeżdżał, mój zacny pan żył jeszcze; na jego to rozkaz udałem się do Paryża, ażeby odszukać i przywieźć z sobą synowca pana hrabiego, księdza Raula d’Areynes, wikarego, którego pan oto tu widzisz!
 Chirurg złożył ukłon młodemu kapłanowi, salutując po wojskowemu.
 — Zanim się udam do Fenestranges, dokąd stryj mnie przyzywa zaczął ksiądz Raul mam wręczyć kanclerzowi Bismarckowi bardzo ważne dokumenty powierzone mi przez Nuncyusza Papiezkiego, w którym to celu udaje się do tutejszego ratusza, jako głównej królewskiej kwatery.
 — Hrabiego Bismarcka nieznajdziesz pan w Meaux — rzekł chirurg.
 — Jakto... niema go tu? — pytał wikary z niepokojem.
 — Niema.
 — Gdzież więc odnaleźć go można?
 — W zamku de Ferrieres.
 — Majętności pana Rotszylda?
 —Tak.
 — Ach! to prawdziwe nieszczęście Rajmundzie! — zawołał ksiądz d’Areynes — nowa zwłoka czasu, w chwili, gdy minuty stają dla nas godzinami! Jak mnie to pognębia, przeraża! Mogę nie zastać już żyjącym mojego stryja!
 — Racz pan posłuchać — zaczął Blasius Wolff. — Udaję [ 83 ]się właśnie do Ferrières, w celu urządzenia tam głównej kwatery dla naszych ambulansów, będę się widział nieodmiennie z naszym kanclerzem, hrabia Bismarckiem. Może pan zechcesz jechać wraz zemna? Przyjemnie mi będzie wyświadczyć ci te małą przysługę dla uniknienia zwłoki, jakiej się tyle obawiasz.
 — Przyjmuje z wdzięcznością — odrzekł ksiądz Raul.
 — Zatem postanowione. Wydam tylko niektóre rozkazy przed wyjazdem. Oczekujcie panowie mnie na tym placu, w miejscu, gdzie obecnie się znajdujemy. Wkrótce do was przy będę.
 Tu Wolff odszedł, a po upływie kilku minut zajechał powozem, do którego zaprosił księdza wraz z Rajmundem.
 Powóz zaprzężony we dwa dzielne konie, zabrane właścicielowi na prawach rekwizycyi, wyruszył szybko w stronę Ferrières. Wypytywał doktór podczas drogi Rajmunda o ranionego pruskiego oficera, którego pozostawił w Fenestranges pod opieką doktora Pertuiset.
 — Gdym odjeżdżał odrzekł Schloss — znajdował się on w bardzo złym stanie zdrowia. Gorączka jego była przestraszającą!
 — Cóż mówił doktór Pertuiset, miał ze jakąkolwiek nadzieję ocalenia go?
 — Żadnej niestety! To mnie nie dziwi. I ja uważałem porucznika Angélisa, za straconego.
 Z Meaux do Ferrières, powóz, wiozący te trzy osobistości, przedostawał się bez przeszkody, pośród zbitych mas pułków piechoty, kawaleryj, oraz olbrzymiej ilości nagromadzonego wybuchowego materyału. Raul z Rajmundem drżeli patrząc na ogrom tych sił i ze smutkiem porównywali je z rozprzężeniem panującem pośród francuskich zdemoralizowanych oddziałow.
 O zmierzchu podróżni nasi przybyli do zamku barona Rotszylda, gdzie hrabia Bismarck urządził tymczasową kwaterę swego monarchy.
 Doktor Wolff przeprowadził swych towarzyszów pośród licznych straży strzegących rezydencję króla Pruskiego. Nie łatwem było natenczas przedostać się do hrabiego Bismarcka, lecz przed doktorem chirurgiem, posiadającym stopień do[ 84 ]wódzcy oddziału, ustępowały przeszkody, jak za dotknięciem rószczki czarnoksięzkiej.
 Zatrzymano się przed głównem wejściem do wspaniałego zamku, istnie monarszej siedziby króla złota, Rotszylda. Tu straże były podwojone, a hasła bardziej obostrzonemi.
 Blasius Wolff, wszedłszy do marmurowego przysionka, znalazł się w obec służbowego kapitana, z którym wymienił kilka słów po niemiecku, wskazując na księdza d’Areynes. Kapitan skłonił się przed kapłanem, a zwracając się do Rajmunda.
 — Pan tu pozostaniesz — rzekł — a jego Wielebność niech raczy pójść za mną.
 Wikary przed odejściem spojrzał znacząco na Schlossa, jak gdyby powiedzieć mu pragnął:
 — Spokoju!... zimnej krwi... zapanowania nad sobą! Jeden ruch nierozważny, a nasze zamiary udaremnionemi zostaną!
 Poruszenie głowy nadleśnego, wskazywało, że odgadł znaczenie tego spojrzenia.
 Blasius Wolff zniknął.
 Ksiądz d’Areynes z prowadzącym go kapitanem, szedł głównemi wschodami z białego marmuru, gdzie znajdowały się porozstawiane warty, spoglądające na niego ciekawie. Wszedłszy do ogromnej sali na pierwszem piętrze, gdzie znajdowali się w wielkiej liczbie zebrani wyżsi oficerowie, kapitan z wikarym dążyli wielką galeryą oszkloną, na końcu której przed wysokiemi zamkniętemi drzwiami, dwunastu kuryerów w wysokich butach z ostrogami, gotowych do wyjazdu, oczekiwało na depesze, które za chwilę rozwieść mieli.
 Kapitan, otworzywszy połowę drzwi, wszedł z Raulem d’Areynes do sali przyjęć, gdzie kilku wojskowych wyższych stopni, siedziało w około stołu rozpatrując się w rozłożonych przed sobą mapach Francyi.
 Z pomienionego salonu przeszli do drugiego mniejszego, w którym dwaj kamerdynerzy w galowej liberyi stali nieruchomie, jak posągi. Kapitan, zbliżywszy się do jednego z nich, szepnął mu coś z cicha. Lokaj, złożywszy ukłon głęboki, uniósł gobelinową portjerę, przysłaniającą drzwi, po za któremi zniknął. [ 85 ] Nieobecność jego krótko trwała. Po upływie minuty ukazał się znowu, a odchylając zasłonę, poruszeniem ręki, zaprosił do wejścia młodego kapłana.
 Ksiądz d’Areynes wszedł do wielkiej sali, umeblowanej wspaniale, której cały środek zajmował jeden olbrzymi stół, zapełniony papierami. Przy stole tym siedział hrabia Bismarck, w mundurze pułkownika białych kirasyerów, w białej czapce, z żółtemi wypustkami, pracując sam bez sekretarza.
 Spostrzegłszy idącego ku sobie księdza powstał z krzesła.
 Opięty szczelnie w swoim mundurze, z wypukłą piersią, o rozrosłych barkach, twarzą mocno rumianą, przedstawiał najdokładniejszy typ nieugiętej siły i energii.
 Skłonił się lekko, a podniosłszy głowę, utkwił przez kilka sekund badawcze spojrzenie w obliczu księdza d’Areynes.
 Wikary wytrzymał ów przenikliwy wzrok kanclerza nie spuszczając oczu.
 — Przybywasz pan z Paryża? — zapytał.
 — Tak.
 — Powierzono panu jak mi mówiono missyą dyplomatyczną?
 — Tak, Ekscelencyo, lecz przedewszystkiem powinienem złożyć list polecający, odrzekł młody kapłan, przedstawiając kanclerzowi dwie koperty, wyjęte z portfelu.
 Bismarck wziął podane sobie listy, a wskazując wikaremu krzesło przy stole, naprzeciw siebie, usiadł i rozłamawszy pieczęć listu, czytać go zaczął z uwagą.
 Podczas czytania, jego oblicze pozostało obojętnem, niewyrażającem odcienia nawet prostej ciekawości.
 — Pan jesteś Lotaryńczykiem? — zagadnął po przeczytaniu listu.
 — Tak, Ekscellencyo.
 — Nazwisko pańskie, hrabia Raul d’Areynes? Tak.
 — Jesteś zatem synowcem hrabiego Emanuela d’Areynes, zamieszkującego w zamku de Fenestranges?
 — Gdzie on jest umierającym i gdzie pragnę przybyć jak najrychlej, aby przyjąć jego ostatnie tchnienie, — dodał wikary.
[ 86 ] — Proszę o przywiezione papiery, — rzekł Bismarck nie zwracając uwagi na ostatnie słowa kapłana.
 Ksiądz Raul podał mu wielką kopertę opieczętowaną.
 Hrabia położył ją przed sobą na stole, nie otwierając.
 — Czy nie polecono panu przywieść do Paryża odpowiedni naszego Monarchy, na wyrażone tu żądanie? — zapytał.
 — Nie, Wasza Ekscellencyo.
 — Życzysz pan sobie otrzymać kartę wolnego przejazdu, która by ci umożliwiła podróż w departamentach zajętych przez nasze wojska?
 — Pragnąłbym ja otrzymać!
 — Cóż robi Paryż? — zapytał nagle kanclerz, zmienianiając przedmiot rozmowy, a czekając na odpowiedz, utopił w twarzy wikarego zaiskrzone oczy, przysłonięte na wpół spuszczonemi powiekami.
 Raul d’Areynes, był nietylko Lotaryńczykiem, lecz dobrym patryotą, gorąco kochał swój kraj rodzinny.
 — Paryż przygotowuje się do obrony, przeciw zbliżającej się armii, — rzekł z dumą.
 Hrabia Bismarck wzruszył ramionami.
 — I pan w to wierzysz? — zawołał.
 — Wierzę niezachwianie!
 — A więc pan się mylisz! — Francuzi nie mają siły do przetrwania tej, jak nazywają „oblężniczej gorączki“. Jeżeli w ciągu kilku tygodni Paryż wziętym niezostanie, będzie spalonym przez motłoch!
 — Paryż nie posiada motłochu, lecz ludność pełną dzielności i zapału, gotową do wszelkich ofiar!
 — Obecnie, być może.... Przyjdzie czas jednak, że przyznasz pan słuszność temu, com mówił przed chwila....
 — A zatem, — rzekł. księże d’Areynes, żądasz karty wolnego przejścia, ażeby udać się do Fenestranges?
 — Tak, karty dla siebie i mojego służącego.
 — Nazwisko tego służącego?
 — Rajmund Schloss.
 — Lotaryńczyk zarówno?

 — Tak.
[ 87 ] Hrabia Bismarck wziął duży arkusz papieru ze stemplem pruskim i jednem pociągnięciem pióra nakreślił w niemieckim języku, następujące wyrazy:
 „Przepuścić przez nasze linije, tak w dzień, jak w nocy, udającego się do zamku Fenestranges, Lotaryńczyka, księdza Raula d’Areynes, wraz z jego służącym Rajmundem Schloss“.
 — „Wydano, w jeneralnej kwaterze zamku de, Ferrière. Dnia 14-go Września 1870 roku“.
„Bismarck“.

 Pod swoim podpisem przyłożył dwie pieczęcie, różnego kształtu, poczem podał ten arkusz księdzu d’Areynes, mówiąc z ironicznym uśmiechem:
 — Przed upływem sześciu miesięcy, Lotaryngja należeć będzie do Niemiec, a hrabia Emanuel gdy jeszcze żyć będzie, stanie się poddanym króla Wilhelma, natenczas cesarza Niemieckiego.
 Ksiądz Raul, wzruszył ramionami.
 — Och! nie protestuj pan!... zawołał, dostrzegłszy poruszenie księdza. To nadaremne.... Przekonasz się, że jestem dobrym prorokiem! Oto pański paszport.
 Wikary zbladł jak posąg. Drżał na całym ciele. Grube krople potu spływały mu po czole.
 — Dziękuję Waszej Eksellencyi.... — wyjąknął złamanym głosem, który zaledwie wydobyć mu się zdołał ze ściśniętego gardła.
 Kanclerz, jak gdyby zadowolony widokiem tego przygnębienia, trzymał przed nim papier. Wziąwszy go ksiądz Raul, schował do portfelu.
 Bismarck zadzwonił. Lokaj ukazał się na drzwiach.
 — Odprowadź księdza d’Areynes, zawołał.
 I pozdrowiszy ręką odchodzącego, zasiadł do pracy.
 Wikary, ukłoniwszy się, wyszedł, poprzedzony przez lokaja.




#licence info
Public domain
This work is in the public domain in the United States because it was first published outside the United States prior to January 1, 1929. Other jurisdictions have other rules. Also note that this work may not be in the public domain in the 9th Circuit if it was published after July 1, 1909, unless the author is known to have died in 1953 or earlier (more than 70 years ago).[1]

This work might not be in the public domain outside the United States and should not be transferred to a Wikisource language subdomain that excludes pre-1929 works copyrighted at home.


Ten utwór został pierwszy raz opublikowany przed dniem 1 stycznia 1929 r., i z tego względu w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej znajduje się w domenie publicznej. Utwór ten nadal może być objęty autorskimi prawami majątkowymi w innych państwach, i dlatego nie zaleca się przenoszenia go do innych projektów językowych.

PD-US-1923-abroad/PL Public domain in the United States but not in its source countries false false