Page:PL Zygmunt Krasiński - Pisma Tom6.djvu/253

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

Wiele z lutni tonów drzymie,
Wiele uczni gra na świecie,
Piekło wszystkie w jedno splecie,
I wyda wrzaski olbrzymie.
Krzyk rozpaczy — zemsty wrzawa,
Śpiew rozpustnej bajadery[1],
Głos, co święte niszczy prawa —
To są dla nas dźwięczne sfery!
A ten ludów wrzask szalony,
Co tyranom wieńce splata,
Gdy im depcą kark spodlony —
O, ten z nami niech się brata!
Dalej razem — o, tak, pięknie!
Śpiew nasz w górę wzięci słupem,
Aż usłyszą go anieli,
Aż się niebo samo zlęknie,
Bo się szatan dziś weseli,
I nad swoim pastwi łupem.

Jak tu miękko — jak wesoło!
Na wirowej grzbiecie chmury
Zwiedzim sobie świat wokoło,
A puszczyków, sępów chóry
Przygrywają nam wesoło:
Harrauh rahu, harrauh rahu!

Patrzcie, patrzcie — twarz Eblisa[2]
Nagła radość jak oblekła,
Śmiechem skrzywił się tygrysa
I ku ziemi wskazał ręką!
Baczmy pilnie — bo śmiech piekła
Zawsze zbrodni jest jutrzenką!
Niech umilkną łzy, westchnienia!
Nam przystoi radość pusta.
Hej, szalone złączmy pienia,
Wykrzywiajmy śmiechem usta!
Z głębi łezki wiara woła,
W niej pociecha drzymie na dnie —

  1. Bajadera — tancerka indyska.
  2. Eblis — szatan.