Page:PL Zygmunt Krasiński - Pisma Tom6.djvu/252

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

Z piersi naszych dym się toczy
I pryskają żaru kłęby.
A za nami rączym krokiem
Śpieszy orszak młodszych braci,
Potępieńce z sinem okiem,
Konwulsyjnych ćma postaci.
Dalej, dalej, ponad ziemię
Idźmy dzierżyć ludzkie plemię!
Rzućmy jemu gwiazdę na dół,
Niech się w żarne zwija kręgi
I w czerwone pryśnie wstęgi,
Aż zdumiony zadrży padół!
Będą chwilę w cuda wierzyć,
Aż powstaną mędrców tłumy
I przyłożą szkło do oka
I wysilą czcze rozumy,
Będą kreślić, liczyć, mierzyć,
Śmieszną dumą wydmą usta
I rozgłoszą dziwne baśnie...
Wzrośnie niby myśl głęboka,
Zewnątrz szumna, wewnątrz pusta
Taką piekło lubi właśnie.

Jak tu miękko — jak wesoło!
Na wirowej grzbiecie chmury
Przebiegamy świat wokoło,
A puszczyków, sępów chóry
Przygrywają nam wesoło:
Harrauh rahu, harrauh rahu!

Niech umilkną zgodne dźwięki!
Rozstrojenie hasłem naszem!
My niesforne lubim szczęki,
Dzikim śpiewem świat przestraszym.
Niech aniołów słucha dusza
Harmonijne sfer odgłosy —
To śpiew u nas, co zagłusza,
Co najeża strachem włosy!