Page:PL Zygmunt Krasiński - Pisma Tom6.djvu/244

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

Aż ci stanie przed oczyma
Widmo tego, czego niema?

Czy ty czujesz, jak powoli
Świat zamglony przypomnienia
W tobie budzi się z niewoli?
Jak, z chmur — mroków — z zaćmień — z cienia
Otrząsając się pomału,
Wreszcie w duchu twym się zmienia
Na miesięczny świat z kryształu?

Czy w nim widzisz, jak po ziemi,
Splótłszy serca — myśli — dłonie,
Chodzim ścieżki samotnemi
Po odludnej świata stronie?
Lub, gdy przyjdzie mur rozdziału,
Jak wśród świata schniem pomału,
Jak w nas mowa obcych ludzi
Serce boli — umysł nudzi?

Jak serc naszych całość żywa,
Co w jednego przeszła ducha,
Znów na dwoje się rozrywa
I tak ranna — krwią z ran bucha?
Jak w tęsknocie — jak w żałobie
Nazad dążym więc ku sobie?

Bo, jak gwiazdy, rozłączeni
My szukamy się w przestrzeni
I na naszem dusznem niebie
Wiecznie ciążym my do siebie —
Aż spotkamy się znów razem
Gdzieś nad rzymskich ruin głazem
Lub na gockiej gdzie wieżycy,
Na cmentarzu lub w kaplicy —
Lub w pustyni, w górach, skałach —
Lub na morza grzmiących wałach —
Lub na cichem gdzie jeziorze.
I obwiążą nas błękity,