Page:PL Zygmunt Krasiński - Pisma Tom6.djvu/148

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.
II.
Kopiec graniczny — po jednej stronie szopa, w jej głębi ołtarz, przed ołtarzem kapłani i rycerze. Biskup w ornacie na stopniach. Naokoło szopy zbrojni Niemcy, konno i pieszo — po drugiej stronie równina i wzgórza, okryte ludem — z boku las sosnowy.
BISKUP.

 Introibo ad altare Dei.

CHÓR NIEMCÓW.

 Ad Deum, qui laetificat iuventutem meam.

PIERWSZY Z LUDU.

 Jakże dobra ziemia stęknęła od ich żelaznych, padających kolan!

DRUGI.

 Druhu, cóż to za człowiek przybity do krzyża w chmurze tak wonnego dymu, że aż tu go słychać?

PIERWSZY.

 A toć Bóg ich być musi fałszywy, niemiecki.

INNY.

 Mówcie lepiej, gospodarze, poco nas zwołały, gdyby na żertwę[1] jaką, wojewody nasze!

PIERWSZY.

 A Strzeżka zapytaj, alboć my wiemy?

GÓRAL.

 Ja wam powiem — cudzoziemcy rozhowor[2] chcą mieć z niemi — oto właśnie idę z boru, a w gęstwinie, pasując się z gałęziami, w prawo i w lewo machałem toporem. Wtem, gdy ciąłem z sił wszystkich, ujrzałem jedną razą tam daleko, daleko, na karczach spa-

  1. Żertwa — ofiara.
  2. Rozhowor — rozmowa.