— Czy panu podoba się u nas? — dodała po chwili.
— Tak, przyroda wszędzie jest dla mnie piękną. Zwiedzałem ogród, ale wolę las... tam cisza, ale taka wymowna...
Chciał jej mówić o tej pieśni, która rozbrzmiewała jeszcze pełną nutą w jego uszach, ale powstrzymał się.
Człowiek nie zawsze rozumie to, co go otacza, nie zawsze kocha to z czem żyje, pomyślał sobie.
— Co pani czyta? — dorzucił, pragnąc skierować rozmowę na inny przedmiot.
Spojrzała nań z przestrachem.
— Nie mam czasu na książki, — odparła zakłopotana, — czytałam tylko te, które każdy znać powinien, ale z nowszych niewiele. Tak jakoś jestem zajęta, że tygodniami nie mam wolnej chwilki dla siebie. W mieście ludzie bardziej zajmują się literaturą, ale na wsi praca.
— Co pani robi?
— Pomagam mamie, bo nie dałaby sobie rady sama, powierzyła mi ogród i dom. A pan czem się zajmuje?
— Czem? — zaśmiał się z odcieniem goryczy pan Stanisław. — Wykolejeńcem jestem proszę pani.
— Nie rozumiem, — rzekła zatrzymując się.
— No to wygnańcem, jeżeli pani woli.
— Skąd?