mi ruchami pióra pana Stanisława rozstrzyga się doniosła kwestya gratyfikacyi, oscylującej zwykle wraz z wysokością czystego zysku z przedsiębiorstwa. Buchalter był w tej chwili najważniejszą osobą, na którą zwracały się wszystkie oczy.
Pan Stanisław musiał jednak odkładać coraz częściej pióro i wciągać powietrze w piersi, bo mu było duszno, pocierał czoło spoconą dłonią, Spoglądał na bzy kwitnące pod oknem i znowu pochylał się nad wielką księgą, wydobywając z niej powoli magiczną cyfrę zysku. Czuł jednak, że mu się liczby dwoją i sam się złapał na paru błędach w dodawaniu. Ale debét mógł się nie zgodzić z kredytem i trzeba będzie szukać pomyłki. Natężał więc uwagę, rachował wolno, z rozmysłem...
Nagle duszność zwiększyła mu się, na czoło wystąpiły krople zimnego potu, w głowie zaszumiało, biały papier zlewał się z jasnością okna, okno ze ścianami, potem wszystkie przedmioty zaczęły wirować, w kółko, bujać się, jak na miotanym burzą okręcie, coraz prędzej i prędzej. Chciał sięgnąć po karafkę z wodą, ale zachwiał się i upadł... Zdawało mu się, że słyszy jeszcze wyrywający się z głębi serca okrzyk przestrachu panny Wandy, potem mózg jego przestał przyjmować wrażenia i świadomość zagasła, jak świeca w silnym podmuchu...
Kiedy wróciła, spostrzegł, że siedzi w swoim fotelu, i że jakaś biała przezroczysta ręka kobieca zwilża mu skronie wodą kolońską. Podniósł powieki i ujrzał tuż przy swojej głowie delikatną, prawie porcelanową twarzyczkę kasyerki i jej niebieskie źrenice, zmącone niepokojem.