Page:Umiński - Wygnańcy.djvu/255

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.

— Niema to, jak specyalista! — mówił z zachwytem milioner; układa od razu ustawę, w której nie będzie prawdopodobnie nic do poprawienia. Ot, to właśnie lubię. Nie pozostaje nam nic innego, jak zbierać podpisy na akcye! — Czy deklaracya tymczasowa przygotowana!

Pokazało się, że deklaracya jest. Milioner zbliżył się poważnie do stołu i umaczał pióro. W sali zrobiła się nagła cisza; obecni wsłuchiwali się w szelest stalki po papierze, tej stalki, która pierwszemu lepszemu świstkowi nadać mogła w każdej chwili wartość banknotu. Kiedy pan o bawolim karku wyprostował się i odszedł od stołu, kilkanaście naraz osób zaczęło się tłoczyć do deklaracyi, żeby położyć swój podpis jaknajbliżej nazwiska milionera.

— Na dowód, jak dalece wierzę w ten interes — mówił elegancki inżynier — ryzykuję w nim cały swój majątek, to znaczy trzydzieści tysięcy rubli, chociaż właściwie źle się wyrażam, bo ryzyka prawie tu niema!

— Słowa te, a bardziej jeszcze deklaracya milionera, opiewająca na sto tysięcy, zadecydowały ostatecznie o losach projektu; po kwadransie tymczasowa lista nosiła podpisy piętnastu kapitalistów, reprezentujących razem pięćkroć sto tysięcy rubl. Rzecz prosta, że reprezentanci istniejących fabryk figurowali na niej także.

W saloniku zrobiło się znów gwarno: zrzeszeni przeciwko niemcom kapitaliści doznawali błogiego uczucia, jakie opanowaje każdego człowieka po spełnieniu czynu obywatelskiego, połączonego z pewnym ryzykiem. Śmiano się wesoło, w powietrzu krzyżowały się liczby;

247