Page:Umiński - Wygnańcy.djvu/250

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.

— Możemy przecież robić kapitałami francuskiemi i belgijskiemi, jak dotąd, — ośmielił się wtrącić jakiś krociowiec, naśladujący powierzchownością lorda angielskiego.

— Zapewne, zapewne, — mruknął milioner, — ale po co dawać zyski obcym kapitałom, jeżeli się ma własne? pytam. Co do mnie, wyprawiłbym naszych dusigroszów, kosztem publicznym do Ameryki, niechby się tam przypatrzyli, jak jankesi obracają pieniędzmi i jak pracują! Toby nauczyło ich przedsiębierczości.

— Jesteśmy powołani do odegrania niezmiernie ważnej roli w słowiańszczyźnie, — piszczał jakiś głosik z kąta; — wyrzuciwszy niemców z własnych rynków, obejmiemy niebawem w spadku po nich cały wschód. Królestwo zamieni się w jeden okrąg przemysłowy, który z Rosyą Europejską podbije Syberyę, a potem sięgnie aż do serca Azyi. Naród wyładuje w ten sposób swoją energię, która niema ujścia, to dla mnie nie ulega żadnej wątpliwości.

— No, a taryfy różniczkowe?

— Wie pan co? — szeptał swemu sąsiadowi do ucha, stojący solidnie w interesach, fabrykant warszawski, — gdyby mi dziś powiedziano, co wolisz, przywrócenie celnej granicy, czy też zniesienie dyferencyjnych taryf, bez wahania wybrałbym ostatnie. No, czy nie racya? Dziękuję za błyszczącą nędzę, za swobodę zdychania z głodu we własnym domku! Jakiekolwiek zmiany donioślejszej natury zrujnowałyby nas ekonomicznie w przeciągu kilku lat! A są zaślepieńcy, którzy tego nie widzą, czy nie chcą widzieć, i gotowiby cały nasz dorobek rzucić

242