Page:Umiński - Wygnańcy.djvu/247

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.

w kapitał energii, ażeby zapewnić sowite zyski tym, co je zaczną eksploatować.“

W tem miejscu młody technolog zatrzymał się i spostrzegł z zadowoleniem, że jego głos nie pozostał bez echa.

Na twarzach zgromadzonych kapitalistów malowało się zaciekawienie, wiele oczu zaczynało błyskać pożądliwością. W miarę, jak inżynier rozwijał swoje projekty, uzasadniał je argumentami, zaczerpniętemi z urzędowych sprawozdań, oświetlał z rozmaitych punktów widzenia, oznaki zadowolenia mnożyły się. Mgliste rojenia ekonomnisty-teoretyka przyoblekały się w jędrne, zdrowe, powołane do długiego, a płodnego życia ciało; słychać było już w powietrzu, poruszanem wzmożonemi oddechami obecnych, jakby zbliżający się coraz bardziej dźwięk złota, szelest banknotów.

Interes miał olbrzymie, nie dające się zaprzeczyć szanse; państwo zakupuje rocznie za parę milionów celuloidu w najrozmaitszych postaciach, materyał ten bowiem, od niedawna wprowadzony do techniki, odznacza się niezmierną plastycznością, pozwala się przeobrażać nader prosto w mnóstwo przedmiotów codziennego użytku; robią z niego zabawki dziecinne, galanteryę, fotograficzne przybory; naśladuje on do złudzenia kosztowną kość słoniową i zastępuje ją wybornie, słowem, celuloid to nieoceniony nabytek, przed którym otwierają się coraz to szersze ujścia w przemyśle.

Dlaczegobyśmy nie mieli wytwarzać u siebie tej substancyi? Posiadamy drzewnika poddostatkiem w najrozmaitszych postaciach,

239