Page:Umiński - Wygnańcy.djvu/244

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.

Głuchy gwar, jaki panował po przemówieniu ekonomisty, uciszał się powoli, na ogół wywarło ono dobre wrażenie, zapalano się nawet tu i owdzie; jakiś pan, znawca stosunków w Poznańskiem, głośno opowiadał o oburzających faktach znęcania się niemieckich nauczycieli nad dziećmi polskiemi. Ktoś inny przytaczał dane, dotyczące zakładów przemysłowych polskich w Księstwie; gestykulowano żywo, co moment padało z czyichś ust dobitniejsze wyrażenie, skierowane przeciwko hakatystom.

Malecki poszukał w kąciku ekonomisty, ażeby mu podziękować.

— Doskonale wywiązałeś się, redaktorze kochany, ze swojego zadania — mówił, ściskając mu rękę — twoja odezwa usposobiła ich gorąco. Sądzę, że wobec tak pożądanego nastroju inżynier mógłby zaczynać. — W podobnych sytuacyach nie można tracić czasu!

I z uśmiechem na rumianej, pełnej, tryskającej zdrowiem twarzy, zbliżył się do eleganckiego pana, który siedział dotąd poważnie przy stole, gładząc fryzowaną brodę białemi palcami.

— Inżynier Przemyski ma głos — rzekł dobitnie, zwracając się na pokój.

Młody technolog, w przeciwstawieniu do poprzednika swojego, który porywał słuchaczy zapałem i swadą, potrącając o struny uczucia, był, czy też starał się być zimnym, trzeźwym i chętnie uciekał się do cyfr i wywodów natury technicznej, zatrzymywał się co chwila, żeby znaleźć coś w leżących przed nim papierach i nabrać z natury krótkiego oddechu. Obecni mieli przed sobą typowego technika, praktycznego

236