Page:Umiński - Wygnańcy.djvu/235

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.

I cóż nam z tego przyjdzie, że będziemy mieli muzea, jeżeli w tych muzeach będą nam pokazywali zamorskie osobliwości, zamiast tego, Z czego powinniśmy być dumni? jeżeli nasi akademicy będą malowali we Włoszech włoskie niebo? jeżeli nasi fabrykanci będą popierali to, co przynosi szkodę społeczeństwu?

Niebawem goście pożegnali się i odeszli. Pan Stanisław pozostał jeszcze, proszony przez Ludmiłę.

— Mam do pana wielką prośbę — rzekła patrząc mu błagalnie w oczy.

— Słucham — szepnął, siadając u jej nóg na taburecie.

— Pamięta pan jeszcze nasze rozmowy w Kołatynie?

— Czy mam je pani powtórzyć?

— A więc dobrze, niech pan wypełni dane obietnice, niech mnie pan zaprowadzi na dno mętnych wirów, gdzie mogłabym podać rękę maluczkim. Zrobię wszystko, co mi pan wskaże, przysięgam, że nie cofnę się nawet przed ciężką pracą, bo ja tak dłużej żyć nie mogę... nie mogę... Ta bezczynność truje mnie gorzej, niż tęsknota. Przyrzeka pan?

Zamiast odpowiedzi, Chojowski przycisnął do ust jej rękę.

— Czy pani odwiedza Zgórskich? — zagadnął po chwili milczenia.

— Czasami.

227